Czy możemy liczyć na pomoc ze strony polskich dyplomatów? Szokujące wnioski w tle paryskiego dramatu!

Dramatyczne zamachy w Paryżu ujawniły, jak naprawdę wygląda funkcjonowanie polskiej placówki dyplomatycznej w Paryżu. Bulwersuje nie tylko to, że ambasada otworzyła swoje drzwi dla Polaków dopiero po 1 w nocy, a więc kilka godzin po zamachach. Szokująca jest przede wszystkim relacja polskiego dziennikarza Pulsu Biznesu Marcina Piotra Dobrowolskiego, który właśnie w ambasadzie szukał pomocy, i swój kontakt z polską placówką opisał w mediach społecznościowych:

A teraz na spokojnie, o ile tak można, o naszej sytuacji: byliśmy na barce po imprezie OffPrint, kiedy dowiedzieliśmy się o zamachach. W pierwszym odruchu chcieliśmy wracać jak najszybciej do domu, ale kiedy dowiedzieliśmy się, że zamachy miały miejsce niedaleko wynajętego przez nas mieszkania pomyślałem, że możemy zatrzymać się w ambasadzie (byliśmy 8 minut od budynku), a tam na pewno ktoś będzie czekał. Po drodze postanowiłem zadzwonić na telefon dyżurny ambasady, aby ich uprzedzić, że idziemy (jesteśmy na wycieczce w cztery osoby). Pani konsul była nieco rozedrgana. Początkowo myślała, że rozmawia z przedstawicielem Centrum Operacyjnego MSZ i zaczęła kontynuować wcześniejszą z nim rozmowę (którą najwyraźniej przerwało). Ja tym razem przerwałem, przedstawiłem się i powiedziałem, że kierujemy się w stronę ambasady, prosimy o przyjęcie, bo nie wiemy co robić. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że powinniśmy sobie znaleźć hotel, bo ambasada jest zamknięta. Kilka razy powtarzałem, że jesteśmy kilkadziesiąt metrów od budynku. W trakcie kilkuminutowej rozmowy, mimo moich próśb odmówiono nam wstępu na teren ambasady argumentując, że o tej porze jest zamknięta (choć nie jest pusta). Polecono nie przebywać na ulicy, tylko znaleźć sobie hotel albo taryfę Na szczęście, przed ambasadą złapaliśmy taksówkę, która odwiozła nas pod dom. Po przyjeździe do domu okazało się, że tuż po naszym przejeździe obok Les Halles miała miejsce kolejna strzelanina…

Jeśli relacja pana redaktora Dobrowolskiego oddaje stan faktyczny, mamy do czynienia z sytuacją bulwersującą z kilku powodów. Po pierwsze, rodzi się pytanie o realne kompetencje przedstawicieli polskiej dyplomacji (z pełną świadomością, że Polska ma też wielu znakomitych pracowników w sektorze polityki zagranicznej).

Po drugie, przerażać może skala bezmyślności i oderwania od rzeczywistości urządników ambasady (może to skutek bezkarności – brak kontroli medialnej i oddalenie od krajowych zwierzchników?) Po trzecie, pamiętajmy, że sytuacja dotyczyła nie peryferyjnej placówki gdzieś na końcu świata, lecz ambasady w Paryżu, stolicy wielkiego europejskiego kraju – pewnie więc obsadzają ją najlepsi z najlepszych polskiej dyplomacji, zatem strach myśleć, jak jest w mniej eksponowanych placówkach. I na koniec pytanie kluczowe: czy osoby od lat funkcjonujące w dyplomacji mogą naprawdę być tak pozbawione elementarnej empatii? Czy nie znają, z własnego doświadczenia zawodowego, sytuacji w których osobom poszkodowanym przez nagłe przeciwności losu, azyl jaki daje ambasada ojczystego kraju wydaje się jedynym ratunkiem i szansą na uzyskanie pomocy?

Piszący te słowa wie o czym mówi. Kiedyś moje życie było zagrożone przez grupę kilkunastu wynajętych i nasłanych na mnie mężczyzn (jak się okazało zlecenie wyszło z Polski…), którzy osaczyli mnie w jednym z moskiewskich hoteli. Moje telefony do polskiej ambasadzie w Moskwie skutkowały radami abym wziął taksówkę i przyjechał do placówki – tłumaczenie, że próba wyjścia z hotelu może skończyć się dla mnie tragicznie nie skutkowało żadnymi konstruktywnymi radami czy podjęciem działań ze strony moich rozmowców. Sytuacja „oblężenia“ trwała trzy dni i zdawałem sobie sprawe, że wkrótce zapłacą obsłudze, wyłamią po prostu drzwi i wylecę z 8 piętra… Był to kilkanaście lat temu i takie rzeczy zdarzały się w Rosji na porządku dziennym…

Ostatecznie pomoc uzyskałem od przyjaciół, obywateli innych europejskich państw, a kiedy wreszcie dotarłem do Polskiej Ambasady widok wartownika, Polskiego Żołnierza i wejście do budynku placówki dało mi poczucie tak wielkiej ulgi, że omal nie pocałowałem skrawka Polskiej Ziemi w tym obcym kraju. Chyba wiem jak się czuli nasi rodacy na „nieludzkiej ziemi“, tęskniący za Ojczyzną, Ich bezpiecznym, własnym miejscem na Świecie…

Warto więc, by pracownicy polskiej dyplomacji potrafili kierować się w swojej pracy rozsądkiem, trzeźwością myślenia, skutecznością i refleksem, ale też empatią i znajomością ludzkiej psychiki.

Maciej Lisowski, Dyrektor Fundacji LEX NOSTRA