Oddajcie mi córkę

Danuta Turek walczy o odzyskanie córki. Niespełna 4-letnia dziewczynka przebywa wprawdzie przy matce, ale były partner pani Danuty – Francuz włoskiego pochodzenia – stara się odebrać jej dziecko. Choć ojciec nie łoży na utrzymanie córki i nawet nie próbuje stworzyć pozorów bliskości wobec niej, to dzięki jego działaniom francuski sąd uznał, że powinna przebywać razem z nim.

Kiedy Danuta Turek poznała swojego – byłego już – partnera, mogło jej się wydawać, że uśmiecha się do niej szczęście. Szybko wyjechała do Francji, gdzie miała nadzieję wieść udane życie przy boku ukochanego mężczyzny. Rzeczywistość okazała się jednak znacznie mniej „kolorowa” i szybko zweryfikowała te marzenia.

Pani Danuta nie mówi po francusku, miała więc problemy ze znalezieniem normalnej pracy na obczyźnie. Okazało się, że partner także nie zamierza jej w tym wspierać. Koniec końców, zmuszona została do szukania pomocy u francuskiej opieki społecznej. Tak jednak żyć się długo nie da. Decyzja o rozstaniu z partnerem i powrocie do Polski zapadła. I zaczęły się problemy.

Porwanie

Dziecko do Polski przywiózł osobiście ex-partner pani Danuty. Już wcześniej nie wykazywał większego zainteresowania życiem córki i nie próbował zbudować z nią mocnej więzi emocjonalnej. Dziewczynka także nie wykazuje większego przywiązania do ojca. Z drugiej strony, Danuta Turek podkreśla, że nie ma nic przeciwko spotkaniom ojca z dzieckiem, bo przecież córka nie powinna być pozbawiania kontaktu z którymkolwiek z rodziców. Dodaje przy tym, że wszystko tak naprawdę zależy wyłącznie od dobrej woli byłego partnera, który jednak nie chce nawiązać żadnego porozumienia.

Ku zaskoczeniu wszystkich Francuz oskarżył panią Danutę o… porwanie córki! Choć, jak już padło wcześniej, sam przywiózł tu córkę i nikt nie stwarza mu problemów w ewentualnych spotkaniach – uznał, że dziecko zabrano mu podstępnie i bez jego zgody. Sprawa trafiła do francuskiego sądu, który niestety wydał wyrok. Wyrok krótki, konkretny i niesprawiedliwy, bo bez uwzględnienia racji drugiej strony i – co gorsza – bez dania jej szansy na jakąkolwiek obronę.

Danuta Turek nie została bowiem powiadomiona prawidłowo o terminie sprawy we Francji – nie otrzymała wezwania w języku polskim, nie został również przetłumaczony na polski wniosek złożony przez jej byłego partnera. Tymczasem zawarta w Hadze w 1965 roku konwencja o przesyłaniu dokumentów sądowych mówi jasno, że w przypadku tego rodzaju pism doręczanych wezwanemu za granicą powinny być one przetłumaczone na język urzędowy (bądź jeden z języków urzędowych) obowiązujący w kraju stałego pobytu wezwanego. To samo wynika z art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Co więcej, wydany „zaocznie” wyrok (przypomnijmy – bez obecności i przesłuchania p. Danuty) również został jej dostarczony w postaci dokumentu francuskojęzycznego. Pomimo stosownego wniosku ze strony pani Danuty, nie został przetłumaczony do dziś, co tym samym skutecznie pozbawiło jej prawa do odwołania się. Innymi słowy: francuski sąd wyłącznie na podstawie zeznań ojca dziewczynki wydał jednostronny wyrok – z całkowitym lekceważeniem międzynarodowego prawa obowiązującego w Unii Europejskiej – nakazujący rozdzielenie matki i córki.

Francuskie prawo nad polskim

25 listopada 2014 roku przed Sądem Rejonowym Lublin-Wschód w podlubelskim Świdniku (właściwym dla miejsca zamieszkania matki) odbyła się – z wniosku Danuty Turek – sprawa o ustalenie miejsca pobytu dziecka przy matce. Ale „odbyła się” to stwierdzenie mocno przesadzone. Po krótkiej rozprawie sąd, nie wysłuchawszy nawet żadnych argumentów wnioskodawczyni i nie dając jej żadnej możliwości przedstawienia jakichkolwiek dowodów – sprawę zawiesił. De facto polski wymiar sprawiedliwości przyznał w ten sposób, że wyrok francuski (z którym zresztą – wbrew prawu międzynarodowemu – pani Danuta nie miała okazji w odpowiednim czasie i zrozumiałym dla siebie języku się zapoznać) jest ważniejszy od zbadania sprawy i wydania wyroku w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej.

10 grudnia 2014 roku przed obliczem tego samego sądu odbyła się kolejna rozprawa, podczas której – tym razem – obecny był ojciec (ta rozprawa odbyła się na podstawie jego wniosku). Pani Danuta wyraziła oficjalną zgodę na jego spotkanie z córką, choć on sam nie próbował nawet do takiego spotkania doprowadzić od ponad roku. Spotkanie się odbyło, a o relacji uczuciowej „ojciec-dziecko” najlepiej świadczy chyba to, że przez całą godzinę czterolatka w ogóle nie podchodziła do rodzica!

Były partner Danuty Turek nie wyraził też chęci jakiejkolwiek pomocy finansowej dla dziecka, chociaż kupił dziewczynce drogą lalkę. Ale lalką trudno się najeść, a Pani Danucie – jako samotnej matce – nie jest łatwo znaleźć środki na pokrycie wszystkich potrzeb dziecka.

Grudniowa rozprawa została odroczona do marca przyszłego roku. Prowadząca sprawę sędzia zdziwiła się tym, że Danuta Turek nie odwołała się od francuskiego wyroku lub go nie zaskarżyła. Zdziwiła się, choć przecież musi znać międzynarodowe przepisy. I musi też wiedzieć, że zgodnie z postanowieniami Konwencji Haskiej cała ta sprawa powinna się toczyć przed sądem terytorialnie właściwym dla miejsca zamieszkania lub przebywania dziecka. Czyli w Polsce. Nie we Francji.

I jeszcze jedna istotna sprawa – ojciec dziewczynki złożył zawiadomienie o rzekomym porwaniu córki do Polski w tym samym czasie, w którym p. Danuta złożyła wniosek do Sądu Rejonowego Lublin-Wschód o ustalenie miejsca pobytu dziecka przy niej. Rzecznik prasowy lubelskich sądów tłumaczył w mediach, że zawieszając postępowanie z inicjatywy p. Turek sąd praktycznie nie miał wyboru, ponieważ zapadł już wyrok sadu francuskiego. Zapomniał jednak dodać, że wnioski były złożone równolegle, a zanim polski sąd zdołał wyznaczyć termin pierwszej rozprawy – sąd francuski zdążył już wydać wyrok… Pytam zatem: dlaczego obywatel Rzeczpospolitej Polskiej ma ponosić konsekwencje faktu, że sądownictwo francuskie działa o niebo sprawniej? Pytam: w jaki sposób polskie sądy – orzekające w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej – bronią interesów Polaków, tak jak to bez pardonu interesu swoich obywateli bronią sądy francuskie?

Pomóżmy

Fundacja LEX NOSTRA wspiera Danutę Turek w jej dążeniu do sprawiedliwości. Wierzymy, że wspólnie uda nam się doprowadzić do korzystnego i jedynie słusznego – z punktu widzenia prawa i praworządności oraz powszechnie przyjętych praw dziecka – rozstrzygnięcia tej skandalicznej sytuacji. Zorganizowaliśmy pomoc prawną dla pani Danuty i będziemy wspierać ją także na niwie medialnej.

Jeśli Państwo również czują się zbulwersowani postępowaniem francuskiego i polskiego sądu oraz chcą pomóc Pani Danucie w jej dramatycznej walce o odzyskanie prawa do wychowywania ukochanej córki, gorąco zachęcamy do zaangażowania w sprawę.

Na stronie http://kopcio.lexnostra.pl uruchomiliśmy publiczną zbiórkę pieniędzy na pokrycie kosztów długoterminowej pomocy prawnej dla Danuty Turek. Serdecznie zapraszamy do przekazywania dowolnych dotacji – wpłat dokonywać można za pomocą przekazu pocztowego, przelewów tradycyjnych i elektronicznych, a także wysyłając SMS Premium.

Oczywiście, ktoś może się zapytać: dlaczego prawnicy nie mogą pomóc „za darmo”? Mogą, ale takich przypadków, objętych projektem Komitetu Obrony Praw Człowieka i Obywatela przy Fundacji LEX NOSTRA jest bez liku, a nikt „za darmo” nie zatankuje samochodu w drodze do lubelskiego sądu, nie udostępni za darmo lokalu, połączeń telefonicznych czy nawet ryzy papier i tuszu do drukarki. Dotychczas pomogliśmy ponad 3 tys. osób – dlatego nadszedł czas poprosić ludzi dobrej woli by, nawet symbolicznie, pomogli nam pomagać innym!

Wierzymy, że z Państwa pomocą Danuta Turek odzyska córkę. Że obie będą mogły wreszcie żyć w spokojnym i szczęśliwym świecie.