Pracownik odezwał się po latach…

Wspólne interesy, które mogłoby się wydawać były owocne. Kilka lat przerwy w kontaktach, by w jednej chwili zrujnować cały świat byłego pracodawcy. A to wszystko wskutek podstępnego, lecz niezwykle dokładnego i zamierzonego planu. Ostatecznie słowo „zniknięcie” 770 tys. zł. a dokładniej mówiąc zajęcie ich przez komornika, który wykonywał sądowy, lecz bezzasadny nakaz. Co więcej bez poinformowania o tym głównego zainteresowanego. Brzmi jak najgorszy koszmar? Niestety jest to rzeczywistość. Rzeczywistość pana Stanisława.

5 czerwca 2015 roku, w piątek po Bożym Ciele, komornik sądowy bez poinformowania Stanisława Kozyry zajmuje jego rachunki bankowe na kwotę 770 635 zł. Istotnym jest, iż mężczyzna nie dostał wcześniej żadnej informacji, ani o wszczęciu postępowania sądowego, ani o wydanym przeciwko niemu nakazie zapłaty. Jak łatwo się domyślić w momencie zauważenia braku tak ogromnej kwoty mężczyzna był zaskoczony, zdezorientowany oraz nie mający świadomości, co tak naprawdę się stało z jego pieniędzmi. Jednak prawda okazała się jeszcze bardziej szokująca: komornik sądowy zajął środki finansowe, które rzekomo Pan Stanisław był dłużny swemu wieloletniemu współpracownikowi Zenonowi M., choć dokładnie wiedział, że nigdy nie zalegał mu żadnych pieniędzy, nie wspominając już o tak ogromnej sumie. Pan Stanisław natychmiast zainterweniował aby dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. A chodziło o dwa dokumenty, co ważne – podrobione dokumenty- tj. umowę pożyczki z 2004 roku oraz oświadczenie dłużnika o uznaniu długu z 2006 roku. W konsekwencji 16 czerwca 2015 roku Pan Kozyra postanawia zawiadomić Prokuraturę Rejonową w Janowie Lubelskim o możliwości popełnienia przestępstwa w postaci podrobienia dokumentów przez Zenona M. Po rocznej batalii i drodze przez mękę, bo inaczej nie można tego nazwać, 30 czerwca 2016 roku prokuratura postanawia umorzyć śledztwo, z braku – według niej – dostatecznych dowodów potwierdzających fakt popełnienia przestępstwa przez Zenona M. To jedynie początek niedorzeczności, która w całej sprawie jest jedynym prawdziwym stanem rzeczy.

Tempo pracy „stróżów prawa”

Poza powyżej wspomnianym zawiadomieniem, Stanisław Kozyra zgłosił jeszcze jedno, tj. dotyczące działania samego Komornika Sądowego. W piątek zostało zgłoszone podejrzenie popełnienia przestępstwa w Komendzie Miejskiej Policji na ul. Północnej w Lublinie. Mimo usilnych próśb i interwencji pokrzywdzonego przez cały weekend zarówno policja, jak i prokuratura nie zadały sobie trudu, by skontaktować się z Komornikiem, który miał wspomniane przestępstwo popełnić. W poniedziałek także to nie nastąpiło, jednak mężczyzna nie mógł dłużej czekać na jakikolwiek ruch ze strony funkcjonariuszy, dlatego sam razem z prawnikiem udał się do siedziby Pana Komornika Tomasza Demendeckiego. Po kolejnych rozmowach – należy rzec z wielką łaską – udostępniono mu wgląd do dokumentów, które de facto dotyczyły jego sprawy. W taki oto sposób główny zainteresowany dowiedział się, że komornik działał na podstawie nakazu zapłaty wydanego w postępowaniu nakazowym przez Sąd Okręgowy w Zamościu I Wydział Cywilny. W tym miejscu warto zaznaczyć, że Pan Stanisław do tego momentu nie został powiadomiony, ani o wszczęciu postępowania sądowego, ani też tego prowadzonego przez komornika.  Te niedopatrzenie wyjaśniło się w trakcie następnej wizyty, tym razem w Sądzie Okręgowym w Zamościu, gdzie mężczyźnie doręczono (czytaj; wręczono do ręki kopertę z przesyłką) nakaz zapłaty wraz z pozwem i pozostałymi załącznikami. Korespondencja była przygotowana do wysłania, co miało się nastąpić prawdopodobnie 8 czerwca 2015 roku. Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż zajęcie środków finansowych nastąpiło trzy dni wcześniej.

Wyrok bez posiadania jakichkolwiek dowodów

Niemniej bulwersującym jest sam nakaz zapłaty Sądu Okręgowego w Zamościu, a dokładnie jego wydanie w postępowaniu nakazowym, pomimo braku ku temu podstaw prawnych. Logiczną byłaby taka decyzja Temidy, gdyby dysponowała ona kluczowym dokumentem, a mianowicie wezwaniem ze strony wierzyciela Stanisława Kozyry do zapłaty rzekomego długu, a takowego w aktach sprawy nie było. To jednak nie jedyne zaniedbania, których dopuściła się powyższa instytucja. Kolejnym było chociażby bezzasadne zwolnienie z kosztów sądowych Zenona M.,  bez jakiejkolwiek weryfikacji złożonego przez niego oświadczenia majątkowego, które notabene zawierało nieprawdziwe informacje. Ponadto, wniosek o cofnięcie Zenonowi M. powyżej wspomnianego zwolnienia, który został złożony przez poszkodowanego do tej samej instytucji sądowej, po raz kolejny – bez żadnych ku temu przesłanek oraz wbrew oczywistym faktom – został oddalony. Co więcej uzasadnienie decyzji o oddaleniu nie zostało podane.

Biegli badali, badali i … NIC

Na powyższym ,,wymiar sprawiedliwości” jednak nie poprzestał i pozostał niewzruszony na dalsze dowody. Zacznijmy od początku. 16 czerwca 2015 roku Pan Kozyra złożył do Prokuratury Rejonowej w Janowie Lubelskim wniosek o podejrzenie popełnienia przestępstwa przez Zenona M., w trakcie którego to postępowania – po wielkich trudnościach – postanowiono zbadać, czy podpisy i pieczęcie na dokumentach zostały nakreślone wcześniej niż nadrukowane teksty.  W tym celu biegły z Biura Ekspertyz Sądowych w Lublinie przeprowadził stosowne badania weryfikujące, czy mogło dojść do podrobienia dokumentu poprzez nadrukowanie określonych treści, w oparciu o oryginały dokumentów in blanco, które zostały jedynie opieczętowane i podpisane przez pokrzywdzonego, czy też taka sytuacja nie miała w ogóle miejsca. Biegły stwierdził, że w związku z brakiem występowania miejsc przecinania się nadruku z pozostałymi elementami występującymi na dokumentach dowodowych, takimi jak podpisy czy odciski pieczęci, jednoznaczne określenie kolejności nanoszenia poszczególnych elementów jest niemożliwe.  W związku z nieugiętym stanowiskiem pokrzywdzonego Stanisława Kozyry zwrócono się do Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. Dra Jana Sehna w Krakowie o pomoc w tej sprawie, jednakże rzeczoznawca z tej pracowni także stwierdził konieczność nachodzenia na siebie elementów graficznych. Tym samym, rok później, tj. 30 czerwca 2016r. prokuratura toczące się postępowanie umorzyła, zasłaniając się brakiem wystarczających dowodów, których tak naprawdę było jednakże bardzo wiele, ale nie dla prokuratora prowadzącego przedmiotowe śledztwo.

Dowody na fałszerstwo

Pierwszym dowodem, którego nie sposób nie przywołać jest fakt, że w 2004 roku Pan Stanisław nie posiadał własnej pieczątki o wyglądzie graficznym przedstawionym na rzekomej umowie.  W tym czasie w użytku była pieczątka najpierw z nazwiskiem, a dopiero potem z imieniem właściciela. Ponadto różniła się ona również krojem czcionek oraz cyframi w numerach kontaktowych. Co więcej, pieczątka firmowa w omawianym okresie była także zupełnie inna, niż umieszczona na dokumencie, na podstawie którego to sąd wydał wyrok. Inną rzeczą, która również nie była adekwatna do rzekomego czasu wydarzeń, była seria i numer dowodu osobistego Pana Kozyry. W tym miejscu warto przypomnieć, że owa umowa została sporządzona w marcu 2004 roku, a nowy dowód wydany Stanisławowi Kozyra przez Wójta Gminy Godziszów został aktywowany w październiku 2003 roku.  Powyższe oznacza, iż co najmniej od listopada 2003 roku Pana Stanisław Kozyra nie używał już dowodu osobistego przywołanego w treści umowy pożyczki z marca 2004 roku. Zatem – jak łatwo wywnioskować – informacje, które miały pochodzić z dowodu, zostały przepisane z innej, wcześniejszej umowy, którą Pan Zenon M. w tym momencie dysponował. Ponownym niezaprzeczalnym dowodem jest brak w firmie poszkodowanego zarówno śladu zaksięgowania, jak i wpłaty na jakiekolwiek konto bankowe sumy 550 tys. zł (kwoty należności głównej rzekomej pożyczki) pomimo,  iż na podpisanej umowie znalazły się pieczątki firmy, co przesądza o charakterze gospodarczym całego przedsięwzięcia. Ponadto, interesującym jest rozmieszczenie pieczątek, podpisów oraz samego tekstu na dwóch podrobionych dokumentach. W pierwszym, tj. umowie pożyczkowej, z uwagi na dużą ilość tekstu, można łatwo dostrzec brak odstępów pomiędzy poszczególnymi paragrafami tak, aby zmieścić całą założoną treść. Z kolei w oświadczeniu o uznaniu długu obserwujemy sytuacją wprost przeciwną – tekst jest niestandardowo „rozstrzelony” ze względu na jego niewielką ilość. Ostatecznie, na pierwszym, jak i drugim dokumencie pieczątki oraz podpisy są w identycznym miejscu. Tymczasem Sąd Okręgowy w Zamościu I Wydział Cywilny, a także pozostałe organy państwowe, pozostają głuche na tak jasne i niezaprzeczalne dowody, jednocześnie podejmując kuriozalne i co najważniejsze – niesprawiedliwe – decyzje, ostatecznie krzywdzące osobę i tak już pokrzywdzoną.

Misterny plan

Jak się później okazało, Zenon M. niezwykle skrupulatnie przygotował swój misterny plan. Do podrobienia dokumentów wykorzystał dwa oryginalne podpisy „in blanco” zaopatrzone w pieczęcie firmowe, które główny zainteresowany złożył na kartkach czystego papieru prawdopodobnie w 2008 roku. Właśnie wtedy, mężczyzna wręczył M. kilka kartek A4 podpisanych „in blanco” w prawym dolnym rogu, zawierających podpis w formie parafki, pieczątkę właściciel Stanisław Kozyra oraz pieczątkę firmową, które miały być potrzebne do umowy sporządzanej na Ukrainie. Istotne jest również to, iże w 2004 roku Pan Kozyra nie dokonywał żadnych większych zakupów na które potrzebowałby tak dużej sumy pieniędzy, ani też nie miał kłopotów finansowych, co niezwykle łatwo potwierdzić, sprawdzając stabilność finansową firmy. Zaskakujące jest natomiast to, że M. przynajmniej trzykrotnie zmieniał swoje zeznania, które dotyczyły chociażby sposobu przekazywania pieniędzy z udzielonej pożyczki. Najpierw mówił o pożyczeniu pieniędzy w jednej kwocie, następnie zmienił zeznania że pożyczał pieniądze kilka lat, a na koniec zeznał że nie chodzi o pożyczkę tylko o rozliczenia biznesowe. W tej sytuacji czerwona lampa zapala się automatycznie, jednak jak widać nie wszystkim, a na pewno nie organom państwowym, decydującym w omawianej sprawie.

Przyjaciel nieprzyjacielem

Stanisław Kozyra nie ukrywa, że Zenona M. traktował jak swojego najbliższego współpracownika, którego obdarzył bezgranicznym zaufaniem i całkowicie powierzył mu prowadzenie swoich interesów na Ukrainie. W związku z tym, mężczyzna miał nieskrępowany dostęp do dokumentów, pieczątek, druków firmowych oraz sprzętu komputerowego pana Kozyry. Dodatkowo, nigdy nie był rozliczany z otrzymywanych podpisów „in blanco”, a nawet niejednokrotnie składał podpis za swego pracodawcę na wymaganych prawem dokumentach. Wzajemna współpraca dwóch panów zakończyła się kilka lat temu bez żadnych animozji, ani też długów. Aż do feralnego dnia, kiedy poszkodowany dowiedział się o rzekomej pożyczce na 550 tys. zł, którą nadal – bo od 2004 roku – jest dłużny M. W taki oto sposób bliski współpracownik i przyjaciel w jednym momencie stał się nieprzyjacielem.

A M. i tak mówi swoje…

Tymczasem zeznania Zenona M., jak to zwykle bywa, są nieco – mówiąc delikatnie – inne. Według Zenona M. zamieszkał on w Janowie Lubelskim w 2001 roku, gdzie został cichym wspólnikiem Kozyry w działalności handlowej na Ukrainie. Jednak, jak twierdzi, Kozyra nierzetelnie się z nim rozliczał, dlatego też założyli zeszyty, w których zawierali wzajemne rozliczenia finansowe. Przez kilka lat zwracał się o zwrot swoich należności wynikających z zapisów w zeszycie lecz bezskutecznie. W końcu podobno mieli dojść do porozumienia, że Kozyra jest u niego zadłużony na 550 tys. zł, dlatego sporządzono umowę pożyczkową oraz oświadczenie o uznaniu długu. Kozyra miał podpisać wyżej wymienione dokumenty, a M. w zamian oddać dwa zeszyty zawierające rozliczenia handlowe na Ukrainie.

Kuriozalne, a wręcz przedszkolne uzasadnienie

W gąszczu wielu niewiadomych, oraz podciągnięcia konkretnych dowód jako niewyjaśnione, prokuratura zdecydowała o umorzeniu śledztwa opierając się na dyrektywie in dubio pro reo. Dyrektywa ta nakazuje organom procesowym rozstrzygnięcie niemożliwych do wyjaśnienia w postępowaniu dowodowym wątpliwości na korzyść osoby podejrzewanej. Tym samym, skoro wszelkie kwestie zakwalifikowano jako nie mogące zostać do końca wyjaśnione, to sprawca całego zamieszkania zostaje niewinny. Czyż to jest logiczne? Dla prokuratury a i owszem. Gorzej jednak z logiką u pozostałych, którzy takiego obrotu sprawy nawet w najgorszych koszmarach się nie spodziewali.

Absurd goni absurd

W toku całej sprawy wymiar sprawiedliwości nieustannie używał absurdalnych argumentów, by uzasadniać swoje błędne, krzywdzące oraz szokujące decyzje. Podobnie było w postępowaniu dotyczącym podejrzenia popełnienia przestępstwa przez komornika sądowego, który podając przedszkolne i nielogiczne argumenty ostatecznie spowodował, że owa skarga została oddalona w całości. A kuriozum całej sytuacji dopełnił fakt, że komornik wniósł do Rady Izby wniosek o rozważenie możliwości zawiadomienia prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez pana Kozyrę w postaci zniesławienia oraz fałszywego oskarżenia. Reakcja drugiej strony była natychmiastowa. Mężczyzna złożył skargę do Izby Komorniczej i Sądu Apelacyjnego w Lublinie na postępowanie komornika Tomasza Demendeckiego. Jednak odpowiedź – jak w przypadku wszystkich pozostałych – była delikatnie mówiąc krzywdząca: „ten konkretny przypadek nie należy do zakresu działania Rady Izby Komorniczej”. Czy zatem poza kuriozalnymi decyzjami, fałszywymi dowodami i zwykłą „spychologią” w omawianej sytuacji możemy znaleźć jeszcze coś więcej? Owszem – absurd goniący absurd.

Mirela Krzyżak

Maciej Lisowski

Fundacja LEX NOSTRA