Dlaczego dopiero teraz chce pan ujawnić, że jest pan od dłuższego czasu szantażowany?
Ważna jest pomoc dla innych niesiona przez Fundację LEX NOSTRA, a naprawdę mamy tyle bieżących spraw, tylu osobom pomogliśmy, pomagamy i staramy się pomóc, że nie uważam za celowe przesadne zajmowanie się samym sobą, a już na pewno nie epatowanie tym opinii publicznej. Kiedy jednak próby szantażu kierowane wobec mnie mogą odbić się na wizerunku Fundacji (a co za tym idzie na skuteczności pomocy wobec osób się do nas zgłaszających) czy dobrym imieniu moich współpracowników, czas przerwać milczenie.
Kto jest autorem prowokacji, na czym one polegają i jaki mają odnieść skutek?
W 2010 roku panowie Jan Marian Fijor i Kamil Cebulski usiłowali doprowadzić do zamknięcia działalności Fundacji LEX NOSTRA. Działali przy tym na zlecenie innych osób, których tożsamości na razie nie ujawnię. Przypominając jedynie wcześniejszą agenturalną działalność Jana Fijora (m.in. aktywnego, tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimach „Bereta”, „TOM”, Pijor, itd.) może się Pani domyślić, który krąg osób mam na myśli…
Ponieważ nie udało im się osiągnąć celu, od tego czasu szkalują mnie publicznie, jednocześnie żądając „zwrócenia” 30 tys. zł. (po 15 tys. każdemu z nich), co – według szantażystów – zagwarantuje Fundacji LEX NOSTRA możliwość dalszego działania.
Znamiennym jest, że te próby oczerniania mnie i Fundacji LEX NOSTRA narastają zawsze, gdy uda się nam odnieść jakiś duży sukces lub gdy Fundacja staje się bardziej widoczna w mediach.
Co więcej, Jan Fijor wielokrotnie powoływał się na wpływy w organach ścigania i wymiarze sprawiedliwości, na swój sposób sugerując mi, że jeśli nie zapłacę im pieniędzy, to będą mi wytaczane kolejne postępowania prokuratorskie, przez co ciągle będę w sytuacji osoby podejrzanej/karanej, a oni będą to maksymalnie nagłaśniać. A jak im zapłacę, to sytuacja się uspokoi. Trzeba przyznać, że słów o swoich wpływach nie rzucał na wiatr, gdyż wkrótce po tej zapowiedzi prokurator Prokuratury Rejonowej Warszawa Żoliborz w Warszawie Aleksandra Luterek wytoczyła przeciwko mnie absurdalne śledztwo, w ramach którego zażądano m.in. historii moich chorób i wyników badań od wszelkich placówek lekarskich w których się leczyłem. Nie mówiąc już o tym, że skierowano mnie na badania psychiatryczne do lekarzy biegłych sądowych w Szpitalu w Choroszczy, tych samych lekarzy, których zaniedbania i nieprawidłowości w pracy ujawniłem wcześniej opinii publicznej. O obu tych sprawach, jak i kulisach działalności panów Jana Mariana Fijora i Kamila Cebulskiego, informowałem już wcześniej, co dowodzi, że niczego nie ukrywam:
Mój artykuł na temat biznesowej działalności Kamila Cebulskiego i Jana Mariana Fijora:
https://fundacja.lexnostra.pl/towarzysze-milionerzy/
Opis sprawy, w której mam być podejrzanym, a później – według szantażystów – skazanym:
https://fundacja.lexnostra.pl/zamilcz-dziennikarzu/
Mój artykuł na temat działalności biegłych sadowych pracujących w Szpitalu w Choroszczy:
Próba zdyskredytowania pana, a co za tym idzie osłabienia wiarygodności Fundacji to jak widać nie jedyny cel tych osób. Jak dużego okupu żądają?
Skomentuję to krótko i przejrzyście: Jan Marian Fijor skierował do sądu sprawę o zwrot 15 tysięcy złotych, które jakoby mu się ode mnie należały. Wyrok sądu był jednoznaczny: powództwo było pozbawione uzasadnionych podstaw. Jan Fijor ma jednak specyficzne podejście do rzeczywistości, skoro już po takim wyroku wciąż kieruje wobec mnie maile zawierające żądania zwrotu pieniędzy. Przypomina mi to mentalność członków po ubeckich mafii, którzy jeśli nie zabrali przedsiębiorcy ciężko zapracowanego majątku, to… sami czuli się przez niego okradzeni. Ta mentalność wynika jeszcze z czasów PRL, gdzie wszystko było państwowe, a że funkcjonariusze służb specjalnych czuli się władcami państwa, to po prostu – według nich – wszystko było ich własnością… Sporo czasu mi zajęło zanim pojąłem ten sposób myślenia i przestałem się dziwić dlaczego, gdy – de facto złodziejowi – nie udaje się mnie okraść, to czuje się, że sam jest okradziony… Nawiasem mówiąc maile od panów Jana Fijora i Kamila Cebulskiego pełne są zwrotów typowych dla szantażystów.
Brzmi to wszystko jak fragment kryminału osadzonego w rzeczywistości PRL-owskiej. Może pan sprecyzować w jaki sposób to się odbywa?
Oczywiście, że tak. Uważam, że jeśli ktoś, tak jak Kamil Cebulski, zaczyna swój mail od słów „czy ty naprawdę myślisz, że w tej naszej wojence masz jakiekolwiek szanse?” to już chyba coś nie jest w porządku.
Dalej pojawiają się zwroty typu: „Do mediów jakoś mniej jeździsz, bo jak się pojawiasz to zaraz idzie kilkaset maili do nich (…) Policz sobie ile straciłeś i czy naprawdę te 15 tys., jest tyle warte aby te wojnę kontynuować. (…) Gdyby ci przyszła jakaś refleksja i chciałbyś jakoś normalnie kontynuować działalność to numer konta znasz.„
Z kolei Jan Marian Fijor w innym mailu dodaje w swoim stylu: „Jeśli myślisz, że ci podarujemy nasze pieniądze, to się mylisz. (…) Nie zapomnimy o tobie tak długo, jak długo się z nami nie rozliczysz. Znikniesz z powierzchni życia publicznego na zawsze. Jako dobrzy katolicy gwarantujemy ci wybaczenie z chwilą oddania długu. Przemyśl to i przekalkuluj.”. A raz jeszcze przypominam, że wyrok sądu potwierdza jednoznacznie, że nie jestem temu panu winien jakichkolwiek pieniędzy!
Wolę więc ujawnić jak taka korespondencja z ich strony wygląda i do jak plugawych czynów, manipulacji i dezinformowania, także dziennikarzy i przedstawicieli mediów (cyt.: „kilkaset maili po moich publicznych wystąpieniach”), ci panowie są gotowi się posunąć, by osiągnąć swój cel – zyskać 30 tysięcy złotych…
Rozmawiała: reporter Elżbieta Anusik
Poniżej prezentujemy dwie „lojalki” podpisane przez Jana Fijora, a w środku sentencję wyroku sądowego, korzystnego dla Dyrektora Fundacji LEX NOSTRA Macieja Lisowskiego: