Moja droga – nie moją drogą, czyli jak samorząd chce przywłaszczyć sobie cudzy grunt

Winding Country Road through autumnal Landscape, vivid colored Maple Trees, Mountains in Background

Postępowanie o prawne uznanie tego, co jest moje. Pojawiające się coraz to bardziej zadziwiające trudności, których w tak banalnej sprawie o jednoznacznym rozstrzygnięciu, nikt by się nie spodziewał. W końcu nierówna walka ze starostą oraz gminą, którzy mają jeden cel. To, co jest moje – uczynić ich. Zabrać, przywłaszczyć sobie, tak po prostu przywłaszczyć bo na nie swój teren już jest plan, który trzeba – bez względu na wszystko – zrealizować.

Nieraz informowaliśmy o zaniedbaniach polskiego wymiaru sprawiedliwości oraz o podejmowaniu przez niego błędnych, a nawet niezgodnych z prawem decyzji. O nierównej walce obywatela z sądem, czy też prokuraturą. W tym przypadku mamy do czynienia również z nierówną walką, jednak nie z Temidą, a organami samorządu. I to jedyna różnica, bowiem okazuje się, że gmina oraz starosta są równie bezwzględni i  mają wspólny, z góry założony cel.

Sprawa dotyczy, nie ma co ukrywać, atrakcyjnych gruntów w jednej z podwarszawskich miejscowości, których właściciel czeka na stwierdzenie nabycia własności poprzez zasiedzenie. Wszystko wskazuje na to, że musi uzbroić się w cierpliwość, ponieważ zarówno starosta, jak również gmina, niezwykle efektywnie mu to utrudniają. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że chcą przejąć – a mówiąc wprost przywłaszczyć – wspomniane tereny, tym bardziej, że niedługo nieopodal ruszy budowa drogi krajowej S7.

Wróćmy do początku….

27 kwietnia 2015 roku Karol S., podwarszawski przedsiębiorca, wnosi do Sądu Rejonowego w Piasecznie wniosek o stwierdzenie zasiedzenia w dniu 01.01.2015 roku własności części nieruchomości numer 45, mieszczącej się we wspomnianej miejscowości.

Mężczyzna aktem dożywocia nabył od swojej matki kilka działek. Część działki nr 45, którą Pan S. jest zainteresowany, to droga wewnętrzna, objęta w posiadanie samoistne przez Panią Dorotę S., jego matkę  w 1980 roku. W związku z czym, główny zainteresowany stał się właścicielem omawianej nieruchomości, która przeszła z matki na niego w dniu przekazania innych, zapisanych mu gruntów umową dożywocia. W tym miejscu warto wyjaśnić, że stwierdzenie nabycia własności nieruchomości przez zasiedzenie następuje w drodze postanowienia sądu powszechnego, który potwierdza istniejące prawa i obowiązki wnioskodawcy, a tego typu nabycie jest nabyciem pierwotnym.  Sprawa wydawałaby się prosta, i tu kluczowym okazuje się słowo wydawałaby się. Ale nie jest. Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że wspomniana powyżej droga należy do mężczyzny, wtedy zaleca się przeanalizować plan zagospodarowania przestrzennego z 15.04.2015 roku, w którym na próżno poszukiwać omawianej działki – w planie ona po prostu nie istnieje. A skoro nie jest zaznaczona jako oddzielny grunt to jest to jednoznaczne z tym, że wchodzi w skład pozostałych, odziedziczonych przez mężczyznę.

Warto podkreślić, że powyższy plan został uchwalony przez radę gminy, która w konsekwencji potwierdza – swoją drogą niezbyt świadomie – stanowisko Pana S., a nie Starosty. Z uwagi na – jak się okazało – nie do końca zamierzone działanie gminy, jej władze podjęły energiczne działania. Po wniesieniu przez Karola S. kolejnych wniosków o stwierdzenie zasiedzenia innych części nieruchomości numer 45 oraz działek nr 11 i 15, na podobnych zasadach, do sprawy włącza się właśnie wspomniana podwarszawska gmina. Otóż jej władze złożyły wniosek o stwierdzenie przez sąd, że omawiane działki stanowią mienie gromadzkie.

Mienie gromadzkie

W omawianej sprawie przykładów na kuriozalne i niezbyt logiczne postępowanie starosty nie brakuje, jednak wspólne działanie władz powiatu i gminy przyczynia się do eskalacji niedorzeczności. Ale od początku.

Postępowanie rozpoczęte na wniosek władz podwarszawskiej gminy dotyczące sprawdzenia, czy działka numer 45 stanowi mienie gromadzkie na pierwszy rzut oka nie budzi wątpliwości,  jednak jak to zwykle bywa jest to spostrzeżenie – delikatnie mówiąc – złudne.

W ustawie o zagospodarowaniu wspólnot gruntowych jest jasno napisane, że wspomnianymi wspólnotami gruntowymi mogą być nieruchomości rolne, leśne lub obszary wodne. Tymczasem działka numer 45 nie należy do żadnej z powyższych kategorii, gdyż w ewidencji gruntów widnieje jako droga. Gdyby tego było mało to na dodatek asfaltowa droga. Zatem niezwykle zaskakującym jest sama decyzja podjęcia prowadzenia postępowania dowodowego w tej sprawie, tym bardziej, że już na samym początku wniosek powinien zostać odrzucony, ponieważ nie zostały spełnione żadne, nawet najmniejsze przesłanki. Powinien ale nie został, dlaczego? Sam Karol S. sugeruje, że działania zarówno Starostwa, jak i Gminy związane są z budową drogi S7 i koniecznością przejęcia części terenów zarówno pod jej budowę, jak i przydrożnej infrastruktury. A że wszystko wskazuje na to, iż ów przejęcie toczy się niezgodnie z prawem to już jest nieistotne dla organów samorządu.

Starosta postanowił ale…

15 czerwca 2016 roku Starosta odmówił zawieszenia postępowania administracyjnego, co argumentował faktem, że wpłynął wniosek Gminy o sprawdzenie, czy ów grunty nie stanowią mienia gromadzkiego. Owszem, decyzję podjął ale…  Była to decyzja nad wyraz błędna, łamiąca przepisy prawne i niezwykle krzywdząca Pana S. Staroście zarzuca się prowadzenie postępowania administracyjnego mimo, że nie uczestniczą w nim wszystkie strony, a przede wszystkim faktyczny właściciel działki, która jest przedmiotem postępowania. Co więcej, Starosta zdecydował o dalszym toczeniu się postępowania pomimo, iż co najmniej dwie ze stron nie żyją, a ich spadkobiercy nie są ustaleni. Natomiast trzecim zaniedbaniem jest brak ustalenia prawnych następców działki. Powyższe, kluczowe argumenty powinny bezspornie rozstrzygnąć o zawieszeniu, albo uchyleniu zaskarżonego postępowania, tym samym kierując je do ponownego rozpatrzenia organowi pierwszej instancji. Jednak takiej opinii nie podziela Starosta…

Zawieszenie (nie)obowiązkowe

Kodeks postępowania administracyjnego jasno mówi, że organ administracji publicznej musi zawiesić postępowanie, gdy ma miejsce śmierć strony, lub jednej ze stron, a wezwanie spadkobierców nie jest możliwe. Dlatego  – także dla przeciętnego Kowalskiego – jak i organu wydającego decyzję powinno być bezsprzecznym, co należy w danej sytuacji uczynić. Ponadto należy zaznaczyć, że niemożność wezwania spadkobierców strony do udziału w postępowaniu zachodzi dla organu do momentu wydania przez sąd postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku lub sporządzeniu przez notariusza aktu poświadczenia dziedziczenia. Spadkobiercy zmarłej strony nie są do tego czasu ustaleni, a organ powinien z urzędu zawiesić postępowanie.

Niby logiczne, a jednak nie dla każdego. Chyba nie trzeba dodawać, że błąd Starosty w konsekwencji ma ogromny wpływ na ostateczny wynik sprawy, ponieważ Pan S. w takim wypadku nie może w swoim w postępowaniu brać udziału jako strona, tj. władający działką. Niedorzeczne? Owszem, lecz niestety rzeczywiste.

Dodatkowo należy zauważyć, że przywołane powyżej zaniedbanie może mieć kolejne, negatywne skutki. Dokładnie mówiąc, błąd dotyczący ustalenia kręgu stron może powodować wadliwość całego postępowania lub też doprowadzić do nieważności podjętych decyzji. Jeśli mogłoby się wydawać, że dostatecznie wyczerpano argumenty świadczące o konieczności zawieszenia postepowania, nic bardziej mylnego – to jeszcze nie koniec. Kolejną przesłanką potwierdzającą ten obowiązek jest sytuacja, w której rozpatrzenie i wydanie decyzji zależy od uprzedniego rozstrzygnięcia przez inny sąd. A jak wiadomo, w omawianej sprawie koniecznym jest najpierw ustalenie  czy nieruchomość nie została zasiedziana przez Pana S., co stanowi następną, obligatoryjną przesłankę do zawieszenia postępowania. Jednak również w tym wypadku organ decyzyjny pozostał głuchy na przepisy prawne.

Zaniedbanie goni zaniedbanie

Chciałoby się powiedzieć, że to już koniec błędów. Tymczasem to dopiero początek, gdyż w tej sprawie zaniedbanie goni zaniedbanie. Starosta uparcie twierdzi, że stronami postępowania są wszyscy, obecni mieszkańcy podwarszawskiej nieruchomości. Jednak wskazując ów fakt, organ zdaje się zapomniał o właścicielach nieruchomości znajdujących się na wsi. I tu zaczynają się kolejne problemy. Właściciela działki o numerze ewidencyjnym 11 na chwilę obecną nie można ustalić, gdyż w ewidencji gruntów należy ona do Pana J., który zmarł. Posiadał on dzieci, które z mocy prawa są jego spadkobiercami, jednak Karol S. był i nadal jest posiadaczem samoistnym owego gruntu, w związku z czym złożył wniosek o jego zasiedzenia, a sprawa trafiła na wokandę.

Warto zaznaczyć, że łudząco podobna jest sytuacja dotycząca nieruchomości o numerze 38, wobec której od kilku lat toczy się postępowanie spadkowe po zmarłym właścicielu. Jednak organ decyzyjny ignoruje te informacje, gdyż widocznie z punktu widzenia Starosty tak zwyczajnie nie zasługują one na uwagę. Kuriozum całej sytuacji dodaje fakt, że Starosta sam powoływał się na przepis mówiący o nieustalonym stanie prawnym, a mimo to osobiście go nie respektuje. Ponadto, nie budzi niczyich wątpliwości zasada czynnego udziału w postępowaniu administracyjnym, o czym odpowiednio wcześniej należy poinformować strony zainteresowane. Jak jednak dokonać owego poinformowania, kiedy nie wiadomo, kto tak naprawdę jest właścicielem nieruchomości, tym bardziej, gdy wpisy w ewidencji gruntów wyraźnie różnią się od stanu faktycznego.

Ostatnim argumentem, którego nie można nie przeoczyć, jest przepis mówiący, „iż uprawnionym do udziału w postępowaniu dotyczącym wspólnoty gruntowej jest każdy, kto ma w tym interes prawny”. Zatem interes prawny należy postrzegać i rozumieć szeroko, czego organ nie czyni, lecz wprost przeciwnie – zawęża ilość stron postępowania.

Odmowa zasiedzenia – oczywiste wnioski

Bezspornym wnioskiem, o którym należy wspomnieć jest fakt mówiący o tym, że jeżeli postępowanie o stwierdzenie nabycia własności przez zasiedzenie zakończyłoby się odmową, to uprawnionymi do występowania w sprawie jako strona byliby spadkobiercy nieżyjącego Pana J. Spadkobiercy, którzy nie mają wiedzy, ani świadomości o toczącym się postępowaniu, oraz prawdopodobnie nie mieszkają na terenie gminy. Dlatego ogłoszenie w lokalnej prasie ewidentnie nie można uznać za wystarczające i realizujące wymóg poinformowania. Niestety, starosta całkowicie zignorował również ten aspekt.

Aktualny stan

W lipcu 2016 roku Karol S. oraz Fundacja LEX NOSTRA zwrócili się do Mazowieckiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Geodezyjnego i Kartograficznego o uchylenie zaskarżonego postanowienia i zawieszenia postępowania administracyjnego w omawianej sprawie. Aktualnie sprawę rozpoznaje Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Warszawie, jako właściwy do tego organ.

Co będzie dalej? Jaki będzie finał sprawy? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że omawiane postępowanie nie jest prowadzone w oparciu o zasadę prawdy obiektywnej, ani o zasadę pogłębiania zaufania obywateli do organów administracji publicznej, lecz jest prowadzone wbrew jakimkolwiek zasadom. Liczy się wyłącznie cel – zawłaszczyć nie swoje, nie bacząc na koszty, bowiem koszt przejęcia przedmiotowych działek znacznie przewyższa ich realną wartość. Tym samym należałoby się zastanowić czyj interes reprezentują powyższe organy? Swój, a może osób trzecich?

W całej tej historii jedno jest pewne. Działania organów samorządowych, wbrew twierdzeniom przedstawicieli tych organów, nie są działaniami przyjaznym dla przedsiębiorcy. Wszakże Karol S. jako mieszkaniec starostwa, gminy, a tym samym podatnik odprowadzający niemałe daniny na rzecz lokalnej społeczności przecież powinien być przez przedmiotowe organy przynajmniej traktowany po partnersku, nieprawdaż…?

Mirela Krzyżak

Maciej Lisowski

Fundacja LEX NOSTRA