Zabójstwo Jarosława Ziętary wcale nie takie bliskie wyjaśnienia?

Pod koniec stycznia znany przedsiębiorca i były senator Aleksander G., podejrzany o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary, opuścił areszt. Krakowska Prokuratura Apelacyjna uznała, że „na tym etapie śledztwa” może odpowiadać z wolnej stopy.

Sprawa Jarosława Ziętary to do dziś jedna z najbardziej tajemniczych spraw kryminalnych w historii współczesnej Polski. Ziętara był dziennikarzem śledczym. Początkowo pracował między innymi we „Wprost” i „Gazecie Wyborczej”, skąd trafił do „Gazety Poznańskiej”. Zajmował się przede wszystkim tropieniem rozmaitych afer gospodarczych, a tych w dopiero startującej – ale rozwijającej się na zdecydowanie „wariackich papierach” – gospodarce wolnorynkowej nie brakowało. Nie brakuje ich zresztą do dziś, jednak sytuacji nie da się porównać z panującą u początków lat dziewięćdziesiątych.

Pierwszego września 1992 roku około godziny 8.40 rano Jarosław Ziętara wyszedł z domu do pracy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a jego ciała do dziś nie odnaleziono. Wprawdzie na przestrzeni lat pojawiały się liczne hipotezy co do miejsca, w którym mogłyby znajdować się zwłoki, ale jak dotąd żadna z nich się nie potwierdziła. W 2008 roku, 16 lat po tajemniczym zaginięciu, robotnicy odkopali na jednym z placów budowy ciało, które – jak początkowo podejrzewano – mogło należeć do dziennikarza. Podejrzenia okazały się nieuzasadnione, a podobne sytuacje powtarzały się później jeszcze kilka razy.

Przez długi czas uważano, że Ziętara padł ofiarą porwania. Być może byłoby to porwanie dla okupu, a może po prostu komuś podpadł. Ostatecznie jednak śledczy doszli do wniosku, że najprawdopodobniej został z zimną krwią zamordowany, a motywem zabójstwa była zebrana przez niego wiedza. Inaczej mówiąc: ktoś uznał, że dziennikarz ze względu na to, co wie, może być niebezpieczny dla jego interesów.

W 2014 roku, po wielu latach śledztwa, nastąpił wreszcie pierwszy poważniejszy przełom. Pod zarzutem podżegania do zabójstwa aresztowano znanego polskiego przedsiębiorcę i byłego senatora III kadencji Aleksandra G.

Portret pamięciowy

Niewykluczone, że powodem zabójstwa Jarosława Ziętary było to, że dziennikarz najprawdopodobniej bliski był ujawnienia udziału bardzo wysoko postawionych i znanych osób w poważnej aferze gospodarczej. W grę mógł wchodzić między innym przemyt na dużą skalę paliwa, papierosów, wyrobów złotniczych, alkoholu, a być może nawet narkotyków. Mówi się także o wielkiej korupcji z tym związanej w wysokich kręgach urzędniczych.

Tu na scenę wkracza niejaki Andrzej K. o którym już pisaliśmy w artykule „Więzień kategorii VIP”. Wiadomo, że w okresie, kiedy Ziętara zbierał swoje materiały – i kiedy zginął – K. był zaangażowany w „wielkie interesy” między innymi w Wielkopolsce i okolicach. Wiadomo także, że był niebezpieczny, nie stronił od najbardziej brutalnej przemocy i jest pozbawiony wszelkich zasad moralnych i etycznych. Dziś zresztą odbywa karę pozbawienia wolności właśnie za zabójstwo na tle rabunkowym i usiłowanie zabójstwa. Ze słów innego osadzonego – Marka Glińskiego (wyraził zgodę na podanie jego danych), który przez pewien czas przebywał razem z Andrzejem K. w celi – wiemy, że „więzień VIP” opowiadał, że pewien „pismak” bardzo mu się naraził. Z innych słów tego samego więźnia wynika, że K. mógł odnosić się bezpośrednio właśnie do zabójstwa Ziętary.

Trzeba tu wspomnieć o bardzo ważnym wątku, związanym z… wyglądem K. Otóż jakiś czas temu Prokuratura opublikowała portretportret-pamieciowy-zrodlo-prokuratura-apelacyjna-krakow pamięciowy mężczyzny (podejrzewano, że to Litwin lub Białorusin), który miał się kontaktować z Ziętarą latem 1992 roku. Pojawiły się spekulacje, że mężczyzna ten mógł być zamieszany w zabójstwo dziennikarza. A teraz najciekawsze: zdaniem wielu osób, które go znają, Andrzej K. ma do złudzenia przypominać wyglądem człowieka z portretu.

Dlaczego K. jest tak ważny? Do więzienia wsadzono go w słynnej przed laty sprawie „mordu w Wilnie” – miał oddać przynajmniej cztery strzały (ze skutkiem śmiertelnym) w kierunku Tamary Korabko. Choć skazano go na 25 lat pozbawienia wolności (za zabójstwo na tle rabunkowym oraz za próbę zabójstwa w ramach porachunków grup przestępczych), to K., o czym również pisaliśmy, korzystał (i prawdopodobnie dalej korzysta) w więzieniu z wielu przywilejów niedostępnych „zwykłym” więźniom – począwszy od nader łatwo otrzymywanych przepustek, skończywszy na uczestnictwie w kilkunastodniowej pielgrzymce.

Przykładni biznesmeni

Trzeba wspomnieć, że Andrzej K. publicznie uchodził za poważnego, przyzwoitego biznesmena. Syn wysokiego rangą oficera Ludowego Wojska Polskiego doskonale radził sobie w interesach i – przynajmniej na pozór – odnosił w całkiem legalny sposób dość imponujące sukcesy. „Na pozór”, bo – jak się potem okazało – zamieszany był w niejeden niejasny interes, w tym także przemyt i to nie tylko papierosów czy też alkoholu… Marek Gliński na wspomnianym wcześniej portrecie pamięciowym rozpoznał swoje współwięźnia, Andrzeja K., i zgłosił ten fakt prokuraturze. Niewykluczone, że to jego informacje przyczyniły się do znaczących postępów w śledztwie, choć krakowska Prokuratura Apelacyjna nie wypowiada się na ten temat. Co ciekawe, portret pamięciowy osoby ponoć zamieszanej w porwanie Ziętary (a więc, zdaniem Glińskiego, Andrzeja K., który zresztą – przypomnijmy – chwalił mu się w celi „przechwyceniem pismaka”) dziś przedstawia kogoś zupełnie innego niż w chwili publikacji!

Przełom w śledztwie w sprawie zabójstwa sprzed 22 lat zdarza się raczej rzadko. Zwykle dochodzi do tego wtedy, gdy pojawią się nowe, ważne dowody – najczęściej zeznania świadków, bo po tak długim okresie trudno odnaleźć „twarde dowody”. Bez wątpienia to właśnie, prócz nacisków ze strony rodziny dziennikarza, zaważyło na decyzji krakowskiej Prokuratury o podjęciu postępowania na nowo. Bez wątpienia też aresztowanie G. – jakby nie patrzeć, osoby bardzo znanej, biznesmena i byłego senatora RP – nastąpiło właśnie na skutek pozyskania przez śledczych dowodów, najprawdopodobniej w postaci obciążających go zeznań.

portret-pamieciowy-nowy-prokuratura-apelacyjna-krakowSporo wskazuje na to, że mogłyby to być również zeznania właśnie Andrzeja K., który niemal na pewno doskonale orientuje się w całej tej sprawie. Miejmy tylko nadzieję, że przy tej okazji ten bardzo niebezpieczny przestępca nie „ugrał” przyspieszonego wyjścia na wolność (a zostało mu jeszcze kilkanaście lat „odsiadki”) w zamian za obciążające Aleksandra G. dowody. Kodeks karny przewiduje możliwość złagodzenia kary wobec skazanego w przypadku, gdy owocnie współpracuje on z prokuraturą. Jeśli Andrzej K. rzeczywiście w jakiś sposób był zamieszany w porwanie i zabójstwo Jarosława Ziętary, a teraz pomaga śledczym w wykryciu sprawców morderstwa, to oczywiście należy potraktować go zgodnie z literą prawa i w jakiś sposób karę złagodzić. Ale nie można jego udziału w sprawie pominąć.

Nieoficjalnie wiadomo, że K. niejednokrotnie już próbował „przehandlować” rozmaite informacje w zamian za swoją wolność. Jak dotąd mu się nie udało. W tym kontekście nasuwa się jednak pytanie, czy Aleksander G. rzeczywiście jest zamieszany w sprawę? Czy również Andrzej K. dostarczył prokuraturze obciążających go zeznań? I czy nie jest to kolejna próba „kupienia wolności” lub załatwienia jakiś biznesowych porachunków z początku lat dziewięćdziesiątych?

Biorąc pod uwagę zwolnienie Aleksandra G. z aresztu za poręczeniem majątkowym w wysokości zaledwie 50 tysięcy złotych i przekazaniem biznesmena pod zwyczajny dozór policyjny (wprawdzie połączony z zakazem opuszczania kraju, ale to zupełnie normalna procedura), powyższe pytania wydają się tym bardziej zasadne. Sam ex-senator zaraz po opuszczeniu aresztu powiedział dziennikarzom: „Jakbym był winny, to bym siedział”. Rzecz jednak w tym, że – jak donoszą media – śledczy zaczęli tracić świadków. Zeznania zaczął zmieniać, podobno pod wpływem otrzymywanych pogróżek, gangster o pseudonimie „Baryła”, który twierdził wcześniej, że był przy tym, jak G. wydawał swoich ochroniarzom „zlecenie” na Ziętarę. Wycofał się także inny świadek, którego tożsamości Prokuratura nie ujawnia, a który miał być jednym z dwóch świadków „kluczowych”. Wersja z udziałem Aleksandra G. w zabójstwie Jarosława Ziętary staje więc pod znakiem zapytania, a samo śledztwo zaczyna się sypać… Niespotykane zresztą jest zwolnienie po zaledwie trzech miesiącach z aresztu osoby obciążonej tak poważnymi zarzutami, jak Aleksander G.

Z drugiej strony – przyglądając się działaniom odpowiadającego za śledztwo prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Piotra Kosmatego, można mieć nadzieję, że sprawa w końcu zostanie rozwikłana. Zabójstwo Jarosława Ziętary musi być wreszcie wyjaśnione.

zdjęcie: archiwum prywatna K. Kaźmierczak, portrety pamięciowe: Prokuratura Apelacyjna w Krakowie