Paweł R. to handlowiec „z krwi i kości”. Przez długi czas pracował jako przedstawiciel handlowy, co – jak powszechnie wiadomo – oznacza przeważnie bardzo dużo jeżdżenia samochodem. Służbowe auto, którym się poruszał, było więc eksploatowane dość intensywnie, a to oznacza drobne rysy na lakierze, być może wgniecenia i – ogólnie rzecz biorąc – stan raczej nieprzypominający „salonowej nowości”.
Pewnej pięknej niedzieli pan Paweł wracał samochodem z zakupów. Na drodze doszło do drobnego incydentu, który okazał się jednak całkowicie niegroźny: nie tylko nikomu nic się nie stało, ale też – jak wykazała potem ekspertyza – nie wystąpiła nawet „symboliczna” kolizja. Słowem: trochę nerwów i nic poza tym.
Już pod blokiem zaczepił pana Pawła drugi uczestnik rzeczonego incydentu, czyli Tomasz C. (podobno zresztą syn znaczącego funkcjonariusza policji w miejscowości zdarzenia), który zaproponował mu, że „zapomni o sprawie” w zamian za 200 (choć w części zeznań pojawia się wersja kwota 250) złotych rekompensaty. Paweł R. potraktował tę propozycję jako próbę wyłudzenia – bo przecież nic się nie stało – zignorował propozycję i poszedł do domu.
Nerwy rzecz ludzka, sposoby na ich uspokojenie też bywają różne. Akurat pan Paweł napił się alkoholu. Nie jest to – jak wiadomo – żadnym przestępstwem, ale tym razem okazało się zgubne dla bohatera niniejszego artykułu. Oto bowiem Tomasz C. zadzwonił na policję, opowiedział barwnie, jak to ścigał „sprawcę” ulicami miasta i jak bardzo jest poszkodowany. Policja zareagowała, funkcjonariusze przyjechali na miejsce i zaprosili pana Pawła na pogawędkę przed blokiem. Pan Paweł zszedł do radiowozu, a następnie został zakuty w kajdanki i wywieziony.
Koniec końców – oskarżono go o prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu, a następnie skazano na rok pozbawienia wolności w trzyletnim zawieszeniu, 1000 złotych nawiązki na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej oraz 36 miesięcy zakazu prowadzenia auta.
W marcu bieżącego roku Fundacja LEX NOSTRA złożyła u Rzecznika Praw Obywatelskich Ireny Lipowicz wniosek o skierowanie kasacji od prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego wobec Pawła R. To dalszy ciąg walki o elementarną sprawiedliwość, po raz kolejny obnażający absurdy objawiające się na każdym niemal kroku polskiej rzeczywistości.
Wyrok wobec pana Pawła jest jawnym dowodem na to, jak „nabija się statystyki” policyjne i sądownicze – prawa obywatela stawiając na szarym końcu. Wystarczy zwrócić uwagę choćby na kilka podstawowych faktów:
- – główny świadek Tomasz C. zeznał, że nie wyczuł od Pawła R. woni alkoholu, gdy z nim rozmawiał
- – Paweł R. zatrzymany został w domu (a właściwie pod domem), a badanie na zawartość alkoholu we krwi przeprowadzono ponad 2 godziny potem
- – zignorowane zostały ekspertyzy biegłych świadczące o tym, że w chwili rzekomej stłuczki auta dzieliło przynajmniej 20 centymetrów
- – nieścisłości w zeznaniach i dokumentach przedstawionych przez policję sąd „korygował” bez jakichkolwiek merytorycznych podstaw tak, by dopasować je do z góry założonego scenariusza
- – nie wzięto pod uwagę analiz, z których wynikało, że zgłoszenie policja została przez Tomasza C. wezwana najprawdopodobniej nie w czasie domniemanego pościgu (w nagraniu zgłoszenia brak jest jakichkolwiek przesłanek uprawdopodabniających pościg) lecz już pod domem Pawła R – czyli po nieudanej próbie uzyskania „odszkodowania”
- – niespójne zeznania Tomasza C. oraz jednego z policjantów potraktowano wybiórczo – przyjmując jedynie te, które świadczyły o winie Pawła R, natomiast…
- – merytorycznie spójne, logiczne i konsekwentne zeznania jego partnerki – była bezpośrednim świadkiem sytuacji – w całości odrzucono!
Lista zarzutów wobec orzeczenia sądu jest znacznie dłuższa. Niestety, pan Paweł dzięki heroicznej walce przedstawicieli organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości znalazł się w bardzo trudnej sytuacji życiowej.
Wyeliminowanie nietrzeźwych kierowców z ruchu ulicznego to konieczność i zaiste szczytny cel. Tylko czy do tego celu naprawdę trzeba kroczyć po trupach? Czy naprawdę trzeba sztucznie „nabijać statystyki”, niszcząc przy okazji komuś życie?
Maciej Lisowski