21 stycznia aresztowano byłą dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Młodzieszynie oraz główną księgową. Kasjerkę i kierowniczkę oddziału terapeutycznego objęto dozorem policyjnym i ukarano grzywną. Poczytne media grzmiały o „wielkiej aferze w Sochaczewie”, a na kobietach nie pozostawiono przysłowiowej suchej nitki. Przeciętny odbiorca komunikatu prasowego bez wątpienia zobaczył w aresztowanych „kombinatorki” i „złodziejki”, chociaż prawda wygląda zgoła inaczej. Ale siła mediów jest wielka.
Pozostałe artykuły na ten temat znajdą Państwo > w tym miejscu <
Żeby unaocznić skalę problemu, warto sięgnąć po tabloidowe doniesienie na ten temat, opublikowane w magazynie „Super Express”. Pod jednoznacznym tytułem „Bezczelne złodziejki z domu pomocy pod Sochaczewem” kryje się pełen uproszczeń, nasycony do granic możliwości epitetami i tanią sensacją artykuł, w którym przeczytać możemy między innymi:
„(…) zakute w kajdany tłumaczyły się wczoraj przed sądem ze swoich matactw”, „(…) w Sądzie Rejonowym w Sochaczewie nie była już taka sprytna”, „(…) wraz z cwaną szefową do celi trafi (…)”, a wreszcie „Złodziejskiej bandzie grozi nawet 10 lat więzienia. Pracownicy i bliscy osób przebywających w ośrodku są w szoku”.
Podobnych, bezkompromisowo orzekających o winie – i to jeszcze przed rozprawą sądową – stwierdzeń znajdziemy tam więcej. Niewiele większym profesjonalizmem wykazały się też inne media, które w może mniej alarmistycznym, ale za to równie jednostronnym tonie donosiły o tamtych wydarzeniach w Sochaczewie. Czy ktoś zadał sobie trud, by chociaż spróbować poznać racje drugiej – nie prokuratorskiej – strony? Czy ktokolwiek drążył temat, by dowiedzieć się o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? Nie. Bo najlepiej sprzedaje się sensacja. To, czy u jej podstaw leżą fakty, czy domysły lub – co gorsza – pomówienia i intrygi, nie ma żadnego znaczenia.
Zarzuty stawiane przed pracownicami DPS były poważne. „Gazeta” pisała między innymi o tym, że – zdaniem prokuratury – „podbierając” przez cztery lata pieniądze z premii pracowniczych uzyskały nieuprawnione korzyści majątkowe (co jest równoznaczne z oszustwem finansowym) na kwotę ponad 280 tysięcy złotych. „Superak” posuwa się znacznie dalej, pisząc na przykład o „kupowaniu pralek, lodówek i innych sprzętów oraz butów, markowych ubrań i jedzenia na faktury wystawiane na DPS” oraz „penetrowaniu kieszeni i kont schorowanych pensjonariuszy” i „namówieniu niektórych ponoć do przepisania im działek”.
Czy po przeczytaniu takich zarzutów, ktokolwiek uwierzyłby w niewinność aresztowanych kobiet? Tym bardziej, że rzecz dotyczy Domu Pomocy Społecznej, a więc miejsca w którym przebywają najbardziej potrzebujący – kradzież to jedno, ale okraść biednego i schorowanego człowieka, to już zupełnie inny kaliber bezczelności.
Sochaczewska vendetta – ciąg dalszy
Tydzień temu pisaliśmy o sprawie Stefana Grefkowicza, byłego Dyrektora Wydziału Gospodarki Mieniem sochaczewskiego starostwa. Pod jego adresem również wysunięto ciężkie zarzuty, a niemal każdy, kto mógłby stanąć po jego stronie – boi się mówić o tym głośno z obawy o pracę i własną przyszłość. Tamten artykuł zatytułowaliśmy wymownie: „Polityczna vendetta po sochaczewsku”. Sprawa Dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Młodzieszynie ma niemal identyczny charakter – z tą różnicą, że w jej wypadku posunięto się o wiele dalej. Zdecydowanie za daleko.
Zacznijmy od tego, że sprawa rzekomych nieprawidłowości w ośrodku mogłaby zostać ujawniona znacznie wcześniej. Główny autor zawiadomienia do prokuratury miał wiedzieć o nich już dwa lata wcześniej i przez ten czas próbować obrócić je na swoją korzyść – innymi słowy: próbował szantażować szefową DPS, by załatwić sobie pracę. Gdy to się nie udało, zmienił zdanie i poszedł do prokuratury. Wcześniej jednak dopuścił się stalkingu (czyli uporczywego nękania) wobec kierownictwa DPS, próbując wymóc na dyrektor ośrodka przedłużenie umowy o pracę. Mówił ponoć, że „ma na nią kwity” i ją załatwi. Jakby tego było mało, ów mężczyzna namawiał też innych pracowników DPS, by zeznawali przeciwko pani dyrektor, a nawet próbował wymóc na wicestaroście sochaczewskim zwolnienie całego kierownictwa.
Na podstawie złożonego przez rzeczonego mężczyznę doniesienia (i wykradzionych przez niego – być może sfałszowanych – dokumentów finansowych DPS) na początku stycznia doszło do aresztowania, o którym mowa była na początku tego artykułu. Dyrektor ośrodka oraz jego główną księgową zatrzymano na 3 miesiące, choć później sąd zdecydował o skróceniu aresztu. Warto jednak podkreślić dwa istotne fakty związane z aresztowaniem:
– jak mówi sama dyrektor: policjanci weszli do jej domu i dokonali zatrzymania bez nakazu, został on przedstawiony dopiero po fakcie
– jak donosi portal „Sochaczewianin” – osoby postronne zostały, co jest oczywiście niezgodne z prawem, poinformowane wcześniej o godzinie i dniu, na które zaplanowano zatrzymania w DPS.
Dyrektor DPS aresztowana została na podstawie zawiadomienia o charakterze pomówień – złożonego przez cztery osoby blisko związane z burmistrzem Sochaczewa. Wcześniej wywierano na nią dużą presję „od góry” w celu doprowadzenia do zatrudnienia osób „po znajomości”. Kiedy odmówiła, do wszelkich możliwych urzędów – począwszy od starostwa, poprzez Państwową Inspekcję Pracy, a nawet Straż Pożarną – wpłynęły „donosy”, które poskutkowały zmasowanymi kontrolami ośrodka. Wszystkie zakończyły się wysoką oceną i brakiem jakichkolwiek zastrzeżeń. Ostatnia, ze strony Urzędu Wojewódzkiego, zakończyła się na dzień przed aresztowaniem – również z oceną wzorcową. DPS w Młodzieszynie zresztą w 2013 roku został oficjalnie uznany za najlepszy DPS województwa mazowieckiego! Ale o tym już nikt nie mówi…
Kolejna sprawa: wśród zarzutów wymieniano między innymi „przekręty” związane z premiami dla pracowników. Okazuje się, że padły one na bazie – uwaga – samodzielnych wyliczeń jednej z oskarżających dyrektor osób. Rachunków tych nie sprawdził i nie potwierdził nigdy żaden biegły sądowy, zaś Sąd Apelacyjny uznał je za „wzięte z sufitu”. Do dziś się to nie zmieniło, ale nie stanowi przeszkody dla pewnych sochaczewskich środowisk w dalszym rzucaniu pomówień pod adresem byłej szefowej ośrodka.
Dlaczego jednak mowa w tym tekście o kolejnej „vendettcie”? Otóż okazuje się, że ten sam człowiek – pełniący w DPS między innymi rolę zaopatrzeniowca – przedstawiał kierownictwu „lewe” faktury. Kiedy we wrześniu 2013 roku dyrektor ostatecznie ukróciła tę praktykę, zaczęły się głuche telefony i groźby pod jej adresem, a potem – jak już wiemy – do prokuratury wpłynęło (wspólne z trzema innymi osobami) zawiadomienie o możliwości popełnienia przez nią przestępstwa.
W 2006 roku dyrektor Domu Pomocy Społecznej została uhonorowana tytułem „Sochaczewianin roku”. Przez cały czas pod jej rządami DPS uznawany był za najlepszy w województwie i jeden z najlepszych w Polsce. Liczne prowadzone na przestrzeni lat kontrole nigdy nie wykazały żadnych nieprawidłowości i nigdy też nie pojawił się nawet cień zarzutów i podejrzeń wobec kierownictwa ośrodka. Do czasu.
Jak już wspomnieliśmy – osoby, które złożyły zawiadomienie, należą do grupy wspierającej burmistrza Osieckiego i jego popleczników. W latach 2008-2010 nadzór nad domem Pomocy Społecznej sprawował ówczesny wicestarosta Piotr Osiecki, później natomiast wicestarosta Janusz Ciura.
„Przypomnę Panu wicestaroście, że aresztowano dwie osoby, kolejne trzy mają postawione zarzuty. Są wśród nich dyrektor DPS i dyrektor PCPR – najbliższe współpracowniczki pana Ciury. Można wręcz powiedzieć, zwłaszcza w przypadku dyrektor DPS – bliskie przyjaciółki. Praktycznie wszyscy, którym postawiono zarzuty to członkowie Porozumienia Ziemi Sochaczewskiej, którego to ugrupowania wiceprzewodniczącym jest Janusz Ciura i które rządzi drugą kadencję w powiecie sochaczewskim. Co z tym ma wspólnego burmistrz? Może to jednak pan Ciura próbuje odwracać kota ogonem i stawiać zasłonę dymną.” – oświadczył w lutym zeszłego roku w tygodniku „Ziemia Sochaczewska” Robert Małolepszy, Rzecznik Prasowy Ratusza.
Ciura bronił kierownictwa DPS, zaś winą za całą „aferę” obarczył władze miejskie. Powyższa wypowiedź wygląda jak typowy element gry politycznej na łamach mediów, o czym świadczy podkreślenie prywatnej znajomości wicestarosty z aresztowanymi kobietami i przedłożenie jej ponad rzeczywisty problem. Co ciekawe, Robert Małolepszy był w przeszłości pracownikiem niemal wszystkich gazet, które potem publikowały doniesienia oskarżające dyrektor ośrodka – także „Super Expresu”!
Wracając jednak do kwestii nadzoru nad DPS: ani w latach 2008-2010 (czyli za Osieckiego), ani później kontrole – co już wielokrotnie zostało wspomniane – nie wykazały najmniejszego cienia nieprawidłowości. Kiedy jednak pojawił się z jednej strony pewien konflikt pomiędzy Stowarzyszeniem Ziemi Sochaczewskiej (o czym mowa była w poprzednich artykułach na ten temat) oraz bezskuteczne naciski wobec szefowej DPS ze strony osób związanych z burmistrzem, mające na celu osiągnięcie własnych korzyści, wtedy nagle zaczęły się problemy.
Koniec końców – mężczyzna, który jako pierwszy złożył zawiadomienie w prokuraturze (ten sam, który miał wiedzieć o rzekomych nieprawidłowościach od dwóch lat i próbować „załatwić sobie pracę”) wycofał się z wszelkich zeznań. Stwierdził, że dowiedział się o wszystkim od kogoś innego.
Intrygi jednak nie ustają, postępowania prokuratorskie trwają, a Internet „nie zapomina”, więc była dyrektor DPS do dziś funkcjonuje w nim głównie jako bohaterka „wielkiej afery w Sochaczewie”. W świadomości lokalnej społeczności, szefowa ośrodka to po prostu kryminalistka. W wyniku całej tej sprawy największym osiągnięciem tych, którzy oskarżyli Panią Dyrektor, jest pozbawienie jej dobrego imienia i zniszczenie życia jej i jej najbliższych.