Jak wyrolować wierzyciela, czyli plan (prawie) doskonały

 

Wyłudzenie ogromnego majątku, które po latach nierównej walki, zostało zakończone pomyślnym wyrokiem sądu. Teoretycznie pozostaje tylko komornicza egzekucja i odzyskanie własności, jednym słowem kwestia formalna. Kilkoma słowami: nic bardziej mylnego. Komornik sądowy, działający – jak wszystko wskazuje – niezgodnie z prawem, to jedynie kropla w morzu problemów.

Wiele lat sądowych batalii, które w końcu zwieńczył prawomocny wyrok. Wyrok, który jasno określa, jaką kwotę dłużnik powinien zwrócić swemu wierzycielowi. Lecz jak to nierzadko bywa – postanowienie to jedno, a jego realizacja to już zupełnie co innego. Tak też było i w tym przypadku. Wierzyciel chcąc w końcu odzyskać swoje pieniądze, postanowił zwrócić się do komornika sądowego, który – jak się znacznie później okazało – był wspólnikiem owego dłużnika, wobec którego rzekomo miał egzekwować dług. Zatem, nie trudno się domyślić, że przez dwa lata „starań” nie odzyskał ani złotówki dla swego klienta. Co więcej, robił wszystko, aby utrudnić ową walkę Pana Jerzego Kupca o swój majątek, w wyniku czego wszelkie jego starania okazały się całkowicie nieskuteczne. Przypadek? Oczywiście, że nie. Jednak o tym fakcie, główny zainteresowany dowiedział się zdecydowanie za późno. A co potem? Potem było już tylko gorzej. Ciągłe nieścisłości, absurdy oraz niesprawiedliwości stały się chlebem powszednim przedsiębiorcy, który dążył jedynie do odebrania własnych pieniędzy. Do odebrania tego, co mu się ewidentnie należało. Jednak, aby mieć jasność sytuacji zacznijmy od początku…

Nierówna walka o swoje

Jak już wspomniano powyżej, po wielu latach wzajemnej walki o majątek, 30 września 2011r. obaj Panowie spotkali się w Sądzie Okręgowym w Krakowie, Wydział I Cywilny, który to zasądził od dłużnika Kowalskiego oddanie spółce Jerzego Kupca ponad 1 mln zł wraz z ustawowymi odsetkami. Odsetkami, których ogólna suma naliczona do dzisiaj wynosi już ponad 3 mln zł. Trzeba przyznać, że kwota robi wrażenie, jednak tu nie o wrażenie się rozchodzi, a o egzekucję wyroku. Jak łatwo wywnioskować, dłużnik odwołał się od orzeczenia, dlatego też sprawa trafiła ponownie na wokandę. Sąd Apelacyjny wyrokiem z 16 marca 2012r.  apelację Pana Kowalskiego oddalił i tym samym wyrok stał się prawomocny. Jak to zazwyczaj w takich sprawach bywa, wyegzekwowanie powyższej kwoty miało się odbyć na zasadzie przeprowadzenia egzekucji komorniczej, a następnie zajęcia i sprzedaży majątku Pana Jana, który przewyższał zobowiązanie. W tym miejscu warto dodać, że dłużnik dysponuje udziałami w kilkudziesięciu spółkach, których jest właścicielem, a które to zdobył – delikatnie mówiąc – wbrew prawu. Dla potwierdzenia moich słów dodam, że w samym wyroku Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie sprzed sześciu lat, wymienia się 32 firmy mężczyzny. A nie trzeba chyba dodawać, że w czasie tych sześciu lat, majątek Jana Kowalskiego nie uległ zmniejszeniu, lecz wprost przeciwnie – rozrósł do niebotycznych rozmiarów.

Banalna sprawa – nie taka banalna

Mogłoby się zatem wydawać, że ściągnięcie zasądzonego długu to potocznie mówiąc „bułka z masłem”, bo niby prawomocny wyrok jest. I majątek też jest. Teraz tylko wystarczy dokonać egzekucji i sprawa zakończona. Jednak, jak to szybko zweryfikowało życie, nic bardziej mylnego. A powodów dla takiego stanu rzeczy – dziwnym trafem – znalazło się multum. Po pierwsze, wskutek notorycznych działań Pana Kowalskiego, któremu to iście zależy na unieważnieniu przywołanego powyżej wyroku. Po drugie, działania komornika sądowego, który zajmując się cała sprawą – wbrew pozorom – nie ułatwił tego zadania. Dlaczego? A no dlatego, że zamiast ścigać dłużnika, sam z nim współpracował, a dokładnie prowadził spółkę, o czym rzecz jasna wierzyciel dowiedział się przypadkiem. Trzeba rzec – za późno. I tutaj pojawiają się kolejne wnioski. A mianowicie, jak komornik sądowy przy Sądzie Rejonowym dla Krakowa Śródmieście Pan X. mógł podjąć się prowadzenia egzekucji, skoro osobą, wobec której miał egzekwować majątek był de facto jego wspólnik? Jak widać mógł. Oraz druga kwestia. Kwestia, która w momencie posiadania wyszczególnionych wyżej faktów była ewidentna: totalny brak efektywności działań Pana X. kompletnie nie miał prawa dziwić.  Bo jak można oczekiwać rezultatu od komornika, który ma wspólne interesy ze swoim dłużnikiem? Uznajmy to za pytanie retoryczne. Niestety te wszystkie informacje składają się w jedną całość dopiero teraz, gdy mamy o nich pełną wiedzę, ale i  świadomość zaistniałej sytuacji.

Komornik, który ma pomagać, a szkodzi

W tym momencie warto poświęcić  nieco miejsca przywołanemu powyżej Komornikowi Sądowemu, który, bądź co bądź, jest postacią nietuzinkową. I mam tutaj na myśli nie tylko współpracę z dłużnikiem – de facto własnym wspólnikiem, a działanie X., lub raczej jego całkowity brak. Przykładów na ową tezę jest całe mnóstwo, jednak ja pozwolę sobie przytoczyć jedynie kilka. Jednym z nich, jest pismo z 16 grudnia 2013r., autorstwa Pana X. mające zawiadomić wierzyciela o aktualnym stanie egzekucji. Pismo, w którym to podaje, iż Jego zdaniem postępowanie egzekucyjne jest całkowicie bezskuteczne, a dłużnik nie posiada żadnego majątku, ponieważ sam zalega za opłaty ponad 3 mln zł. Trzeba przyznać, że dość stanowczy osąd, nie wspominając już o całkowicie różnych danych, które ewidentnie przeczą informacją uzyskanym przez Pana Kupca. Nie dziwi zatem pytanie wierzyciela o udziały w spółkach, w których posiadaniu jest Jan Kowalski. W odpowiedzi usłyszał on jednak, że w kilku instytucjach, do których udało mi się dotrzeć okazało się, iż Pan Kowalski albo już tam nie pracuje, albo najzwyczajniej w świecie nie pobiera żadnej pensji. Dziwne? Niekonieczne. Sprawdzając dalsze, wydawać by się mogło mozolne prace Pana X., można znaleźć kolejne, lecz równie ciekawe rzeczy. I tak podobnie prezentuje się sytuacja, dotycząca weryfikacji w systemie CEPIK, gdyż o ile wykazała ona, że Jan Kowalski na swoim koncie posiada kilka samochodów, o tyle OC, które uprawnia do poruszania się nimi po drogach publicznych – wygasło. Co więcej, cytując słowa X.: owe pojazdy nie były już pierwszej młodości, toteż ich wartość była znikoma. A w dodatku komornik – rzekłabym: nic nowego – nie był w stanie ustalić położenia owych samochodów Kowalskiego.

Mechanizm działania

Biorąc pod uwagę i analizując powyższe, można by uznać, że Pan X. niby się napracował, niby zrobił co w Jego mocy, a wszystko po to, by ostatecznie i tak NIC, zupełnie NIC, z tego nie wynikało. Gdyby jednak komuś było mało dowodów, są jeszcze kolejne. Warto mieć świadomość, że  identycznie przedstawiała się sytuacja z rzekomą egzekucją gruntów, czy też budynków należących do Pana Jana. Bowiem, na koniec rezultat był zawsze taki sam: pod wskazanymi adresami, mężczyzna ani nie prowadził działalności, ani też fizycznie nie przebywał, mimo, że w dokumentach sądowych osobiście podawał właśnie taką lokalizację za adres swojego zamieszkania. Zatem nie muszę już chyba dodawać, że następne interwencje komornika, choćby te dotyczące zajęcia rachunków bankowych, nie przyniosły żadnych, nawet najmniejszych rezultatów. Co do dostarczonych dowodów – nikt nie powinien mieć już najmniejszych wątpliwości, natomiast co do mechanizmu działania – mogą się takowe pojawić, dlatego teraz po krótce przyjrzyjmy się właśnie temu. Jak wiadomo, cel był jeden: w żaden sposób nie dopuścić do egzekucji majątku Jana Kowalskiego, a jednocześnie utrudnić, a nie ułatwić wierzycielowi odzyskanie należnych środków. Nie można było jednak nie robić kompletnie nic, ponieważ wtedy prawda wyszłaby szybko na jaw, a przecież nie oto chodziło. Dlatego trzeba było wymyślić takie działania, które z pozoru pokazywały, jak wielką pracę komornik wkłada w swoje zadanie, lecz ostatecznie nie dawały żadnego skutku. W konsekwencji miał on prawo uznać, że prowadzone przez niego postępowanie jest bezskuteczne, a w związku z tym, w pełni uzasadnione, by je umorzyć. Plan prosty. Plan wcielony w życie. Plan wykonany.

Sąd Apelacyjny i Jego brak decyzji

Teraz pora na następny, lecz równie absurdalny wątek. Otóż pozwany Jan Kowalski, chcąc wstrzymać egzekucję swojego majątku złożył do Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Wydział I Cywilny skargę o wznowienie prawomocnie zakończonego postępowania. Tyle o podstawie, a teraz kilka szczegółów. Z powodu braku doręczenia odpisu owej skargi, Pan Kupiec 25 lipca 2017r. udał się do właściwej jednostki sądowej, by osobiście dowiedzieć się, dlaczego pełnomocnik Jego Spółki do tej pory nie otrzymał Skargi Pozwanego. Dodatkowo, w tym miejscu warto dodać, że do siedziby firmy również takowy odpis nie dotarł. W woli wyjaśnienia, jak przewidują przepisy prawa, jako samoistny prokurent Spółki, Jerzy Kupiec z całkowitym przekonaniem mógł poprosić o wgląd do akt sprawy. Co więcej, w tym miejscu koniecznym zaznaczenia jest również fakt, iż postanowienie Sądu Apelacyjnego, dotyczące wstrzymania egzekucji do czasu rozpoznania sprawy na dłużniku do zainteresowanego dotarła, natomiast odpis skargi na podstawie, którego to wymiar sprawiedliwości wydał takie, a nie inne postanowienie – o dziwo – już nie. Dlatego też, w żaden sposób, zachowanie wierzyciela, nie powinno budzić żadnych wątpliwości, a wprost przeciwnie – powinno zostać całkowicie zrozumiane. A dlaczego? Ano dlatego, że w wyniku owej osobistej weryfikacji okazało się, że poszukiwany odpis w ogóle nie został wysłany z Sądu Apelacyjnego w Krakowie. No więc skoro nie wyszedł, to jak miałby dotrzeć? Rzecz jasna pytanie retoryczne, bo to akurat jest oczywiste. Natomiast  to, dlaczego tak się stało – już zdecydowanie mniej. Analizując akta sądowe, jak i całą sprawę, dowiedziano się również, że nikt nigdy nie wydał zarządzenia o doręczenie odpisu skargi, mimo, iż należało to do standardowych obowiązków sądu. A jak łatwo się domyśleć, poruszony wątek w tym momencie się nie kończy, a dopiero zaczyna.

Potrójne zaniedbanie

Kolejną kwestią sporną jest skład orzekający w przedmiotowej jednostce Temidy. Otóż, bezspornym obowiązkiem wspomnianego składu, który wydaje decyzję o wstrzymaniu egzekucji, jest dokładne sprawdzenie, czy druga strona postępowania otrzymała odpis Skargi Pozwanego o wznowieniu postępowania. I nie jest to jeden z wielu formalnych, czy nieistotnych obowiązków sądu, lecz kwestia kluczowa. Otóż, jest to o tyle newralgiczny wątek, iż na takową skargę można albo złożyć zażalenie, albo też przyjąć ją do swojej wiadomości, bez żadnych, dodatkowych uwag. Jak to zazwyczaj bywa, także i w tym przypadku miało to miejsce, tj. skład orzekający był złożony z trzech sędziów zawodowych. W związku z tym, rodzi się kolejne – jakże ludzkie – pytanie, jak do tego mogło dojść?

Kolejna pomyłka?

Dodatkowo, po za wyżej wymienionymi zaniedbaniami, należy wspomnieć o jeszcze jednym, istotnym elemencie całej sprawy. Otóż wymiar sprawiedliwości w złożonej skardze ma – dokładnie i jednoznacznie – wskazany adres doręczenia. Tym samym, w owym dokumencie jest napisane, że odpis Skargi Pozwanego należy przesłać na adres Spółki, ponieważ jej pełnomocnik, przebywa na urlopie i nie będzie wstanie odebrać odpisu, który jest przedmiotem w sprawie. Niby jasne i logiczne. Dla każdego? No właśnie nie do końca, bo mimo, iż praktycznie nikt by nawet nie przypuszczał, że tak bezsporny fakt może być powodem pomyłki, on się nim stał. Absurdalne? A jednak. Ponieważ co w kolejnym etapie dzieje się z korespondencją? A no to, że nie dociera ona pod wskazany adres siedziby Spółki, pomimo, iż – ponownie podkreślę – tak miało zostać uczynione. Za to trafia ono na adres kancelarii pełnomocnika, który – jak już wcześniej wspomniano – był na urlopie. Pomyłka?  Skrupulatnie przygotowana? A może z premedytacją? Tę kwestię pozostawmy bez odpowiedzi, a żeby pozytywnie zakończyć analizowany wątek, pozwolę sobie dodać, że jedynym plusem w tej całej sytuacji był fakt, iż Jerzy Kupiec wrócił z urlopu wcześniej, w wyniku czego  zdążył odebrać korespondencję, którą następnie przekazał spółce.

Epilog, a właściwie jego brak…

Obecnie Jerzy Kupiec czeka na orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Krakowie, który zdecyduje o ewentualnym przychyleniu się do skargi dłużnika i uchyleniu zapadłego przed laty prawomocnego wyroku.

Mirela Krzyżak

Maciej Lisowski

Fundacja LEX NOSTRA