Gdyby Wysoki Sąd umiał liczyć, Marian Wegera byłby już na wolności. Najwyraźniej jednak liczenie jest dla przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości zbyt trudne, bo Wegera wciąż siedzi – mimo, że odsiedział już wszystkie wyroki, grzywny i tak dalej.
Marian Wegera ma 50 lat, z czego ostatnich 11 (a właściwie – prawie 12) spędził za kratami. Żeby było ciekawiej – cały ten czas jest trzymany nie w „normalnym” zakładzie karnym, lecz w lubelskim Areszcie Śledczym. To prawdopodobnie skutek dość skomplikowanej struktury spraw, jakie były przeciwko niemu prowadzone, ale nie zmienia faktu, że tak zwany „wymiar sprawiedliwości” niesłusznie wyrwał człowiekowi ponad 1/5 życia i wciąż nie chce przyznać się do błędów.
Domek marzeń
Początek całej tej historii sięga aż 1991 roku, kiedy to Marian Wegera – wówczas 27-letni, rzutki młodzieniec – założył działalność gospodarczą. Zajmował się budową tak zwanych „domów kanadyjskich”, czyli drewnianych domów mieszkalnych wykonanych i stawianych w technologii kanadyjskiej. Firma rozwijała się znakomicie: budowała domy nie tylko w Polsce, ale też w Niemczech i Hiszpanii. Interesy szły świetnie, ale do czasu.
W pewnym momencie Wegera wynajął olbrzymi plac w Lublinie. Tam prowadził między innymi swoje magazyny oraz podnajmował go innym firmom. Z samego tylko najmu wpływy sięgały na czysto ponad 100 tysięcy złotych. Problemy zaczęły się, gdy – w galopującej i niemal niekontrolowanej przez nikogo gospodarce – pojawiły się intratne propozycje współpracy. Marian Wegera uwierzył, że może jeszcze bardziej rozwinąć firmę i awansować do poważnej ligi światowej (a przynajmniej europejskiej) w swojej dziedzinie.
Po paru, dość zresztą tajemniczych, spotkaniach z kilkoma „warszawskimi biznesmenami” przedsiębiorcy wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Ale w 2004 roku do domu Wegery zapukali funkcjonariusze ABW. Został zatrzymany i oskarżony między innymi o oszustwa podatkowe (w tym wyłudzenie podatku), przywłaszczenia maszyn i sporo innych przestępstw natury głównie gospodarczej. Ponieważ – zdaniem funkcjonariuszy Wegera mógłby próbować „wywierać presję na świadków” w sprawie – poprosili sąd o zgodę na tymczasowe aresztowanie zatrzymanego. Sąd taką zgodę wydał, a Marian Wegera od tego czasu (przypomnijmy – początkowo miał to być zaledwie kwartał tymczasowego aresztu) ogląda świat zza krat.
Za niewinność
Podobno w więzieniu każdy siedzi „za niewinność”. To oczywista nieprawda, ale w przypadku Mariana Wegery jest nieco inaczej. Na podstawie ciągnącej się w nieskończoność listy zarzutów przedsiębiorca został w sumie skazany na 14 lat pozbawienia wolności. Problem w tym, że zgodnie logiką i praktyką prawa gdyby nawet wszystkie te zarzuty się potwierdziły, łączna kara powinna wynieść maksymalnie 8 lat. Najprawdopodobniej byłaby też w zawieszeniu.
14 lat więzienia za przestępstwo gospodarcze? Trudno w to uwierzyć – i słusznie. Dziś zresztą możemy przypuszczać – szczególnie w świetle różnych ostatnich wydarzeń – że aresztowanie Wegery i zniszczenie jego firmy było planowanymi działaniami ABW przeprowadzoną na zlecenie kogoś, komu interesy rzutkiego biznesmena wchodziły w paradę. Zresztą, w całej tej sprawie pojawia się wiele absurdów. Pierwszym jest już sam fakt podzielenia – i dalszego uporczywego dzielenia w trakcie rozpatrywania – sprawy na wiele pojedynczych spraw i wydawanie w nich oddzielnych wyroków, co nie powinno mieć miejsca. Drugim jest ciągłe przedłużanie aresztu tymczasowego „od sprawy do sprawy” – byleby tylko człowieka nie wypuścić na wolność po odbyciu orzeczonej kary.
Jeszcze ciekawsze są zarzuty. Oskarżono Mariana Wegerę między innymi o „celowe uszczuplenie skarbu państwa” – a dokładniej o machlojki podatkowe. Pomimo jednak opinii Naczelnika Urzędu Skarbowego jasno wskazującej, że przedsiębiorca ani z podatkami nie zalega, ani też nie próbował dokonać żadnych „przekrętów”, Sąd uznał go winnym.
Wymiar anegdotyczny wręcz (gdyby nie gorzkie skutki) ma też sprawa blachy falistej. Zdaniem Sądu Wegera przywłaszczył sobie arkusz blachy będące własnością BRE Banku. Rzecz w tym, że nie tylko nie zrobił tego on, ale też nikt inny. Między innymi dlatego, że – jak przyznał BRE Bank (i jest to w aktach) – takich blachy w ogóle nie było.
W aktach spraw związanych z Marianem Wegerą – a na przestrzeni lat dokumentów nazbierało się tyle, że można by na ich bazie napisać książkę dłuższą, niż „Dzieła zebrane” Lenina – podobnych absurdów znajdziemy dziesiątki, jeśli nie setki. Nie zmienia to jednak faktu, że przedsiębiorca wciąż przebywa w Areszcie Śledczym, chociaż odbył już wszystkie możliwe kary. Dlaczego?
Trudna matematyka
Początkowo Wegera został skazany na 14 lat pozbawienia wolności. Ostatecznie – po wielu rozprawach, odwołaniach i apelacjach – Sąd skrócił wyrok do 10 lat oraz zaliczył na jego poczet niesłusznie przedłużany czas tymczasowego aresztowania. Z drugiej strony, uznano dodatkowo, że Marian Wegera musi zapłacić wysoką grzywę, a ponieważ nie ma możliwości jej egzekucji z majątku lub spłaty z pracy, trzeba ją zamienić na kolejny areszt. Co zresztą też jest absurdem, ponieważ grzywnę można byłoby ściągnąć z masy upadłościowej firmy Wegery (prowadził swoje przedsiębiorstwo jako „osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą”), zarządzanej obecnie przez syndyka. Tak czy inaczej: Wegera powinien ostatecznie opuścić areszt w styczniu bieżącego roku. Ostatecznie i nieodwołalnie powinien zostać wypuszczony na wolność.
Jeszcze w lutym Marian Wegera mówił nam, że czeka na przeliczenie przez lubelski sąd już odbytych za kratami „dniówek grzywny” i spodziewa się, że lada moment takie przeliczenie zostanie dokonane, a on sam wreszcie opuści Areszt Śledczy przy ulicy Południowej 5 w Lublinie, który na kilkanaście lat stał się niestety jego domem.
To było siedem miesięcy temu. Pod koniec października Wegera wciąż jest tam, gdzie był. Wprawdzie pozwolono mu pracować na wolności – na zasadzie wolontariatu – ale z aresztu go nie wypuszczono. Najbliższą rozprawę w tej sprawie wyznaczono na 19 listopada, ale już wiadomo, że i wówczas nic się nie zmieni, ponieważ Sąd Najwyższy nie zdążył na czas przekazać do lubelskiego Sądu akt sprawy. W związku z tym rozprawa zostanie odroczona – najprawdopodobniej co najmniej na styczeń przyszłego roku. I również nie wiadomo, jaką decyzję podejmie skład sędziowski.
Wprawdzie Marian Wegera dysponuje między innymi wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który jasno wskazuje, że jego tymczasowe aresztowanie było niesłuszne, a Polska powinna w związku z tym wypłacić mu odszkodowanie (i podatnicy wypłacili). Wprawdzie Marian Wegera stracił dorobek życia w postaci majątku o wartości – jak dziś szacuje (wliczając utracone dochody) – nie mniej niż 50 milionów złotych. Wprawdzie dzieci Mariana Wegery nie wierzą już, że we współczesnej Polsce można normalnie żyć i pracować, nie mówiąc już o prowadzeniu jakiegokolwiek biznesu. Wprawdzie Wegera przez lata walczył o sprawiedliwość. Wprawdzie…
Dziś jednak Wegera myśli tylko o jednym: chciałby wreszcie wyjść na wolność, odpocząć i skupić się na odbudowie życia rodzinnego. Chociaż utrzymuje w miarę możliwości stosunki z żoną, synami i córką, to – jak sam mówi – największym jego cierpieniem jest to, że nie może ich w żaden sposób wspierać i być z nimi.
Jeśli Sąd nie nauczy się liczyć, Wegera będzie siedział dalej. Stracony majątek to jedno, ale życia nie odda mu nikt. Miejmy nadzieję, że sędziowie wreszcie wezmą to pod uwagę.