Ona samodzielna, a jednak uległa. On stateczny, a jednak otwarty na różne… możliwości. Seks i przemoc to niebezpieczne połączenie. A jeśli dodać do tego alkohol i niepohamowany temperament powstaje mieszanka wybuchowa. Która nie tylko zwala z nóg, ale może też… zabić. Brzmi jak scenariusz erotycznego filmu akcji. Tę historie napisało życie, czyniąc z niej nie hit kinowy, ale ogromny dramat.
To miał być wieczór jak każdy inny. Poznali się z powodu wykonywanego zawodu. Ona była aplikantką radcowską, on adwokatem. Zaczęło się niepozornie, kilka spotkań, scen łóżkowych, nic zobowiązującego. Znajomość jakich wiele, może dość pikantna, ale jednak typowa. Ona lubiła „na ostro”, on nie miał nic przeciwko. W końcu nie ograniczały ich konwenanse. Status? Związek? Wszystko nabierało na intensywności. Przedstawiła go rodzicom, którym przypadł do gustu. „Nowi teściowie” – tak ich nazywał. A potem nadszedł ten feralny wieczór. Mieli go spędzić razem, blisko, tak jak lubią. A skończyli… osobno. On w szoku, ona… martwa.
Zgodnie z zeznaniami złożonymi przez Mecenasa Macieja T. z Białegostoku, jego kochanka Marta K. lubiła seks połączony z przemocą. Wiązanie, duszenie, bicie, wszystko to robił dla niej. Ich ostatnie spotkanie miało podobny przebieg. Po wypiciu alkoholu skierowali się do łóżka. Tam kilkukrotnie zasłonił jej drogi oddechowe i uderzył. W efekcie spadli na podłogę. Zmęczony udał się do łazienki, jak zeznał, w celach higienicznych. Gdy wrócił, jego partnerka leżała w miejscu, w którym ją zostawił. Po jakimś czasie zorientował się, że nie oddycha. Próba reanimacji okazała się bezskuteczna. Rozpoczęła się seria telefonów. Do znajomego lekarza, po pomoc, na policję i w końcu, na pogotowie. Jak twierdzi, wciąż wierzył, że z tego wyjdzie. Jednak jego nadzieje okazały się płonne. Gdy lekarze jednoznacznie potwierdzili śmierć, byłoby o jednego zmarłego więcej. Adwokat, w przepływie rozpaczy, próbował rzucić się z okna. Jednak policjanci okazali się szybsi. Można więc powiedzieć, że to właśnie dzięki nim sprawa wciąż się toczy. Obecnie choć jest na etapie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, to wyrok jest prawomocny, a Mecenas od kilku lat odbywa zasądzoną karę dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności.
W przedmiotowym postępowaniu kością niezgody są przede wszystkim opinie biegłych. Już na samym początku sąd pierwszej instancji wystąpił o analizę psychologiczną „ofiary przestępstwa seksualnego”. Przypadek, niedokładność, a może stronniczość? Udzielona opinia sieje wiele wątpliwości. Pani psycholog nie zgodziło się wiele rzeczy, wykreowany przez nią typ osobowości stoi w sporej rozbieżności z przejawianymi przez zmarłą preferencjami seksualnymi. A te z kolei były potwierdzane zeznaniami świadków, byłych kochanków zmarłej. Ostatecznie jednak sąd nie przyznał tym zeznaniom waloru wiarygodności. Bowiem pozostali partnerzy również związani są zawodowo z prawem. Sąd uznał, że ta okoliczność poważnie kwestionuje ich prawdomówność. Pozostaje pytanie, czy zasadnie?
Równie niejasna jest ocena obrażeń, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych zmarłej aplikantki. Ich lista nie stanowiła dla sądu tajemnicy, jednak interpretacja stanowi oś niezgody biegłych. Raz te same objawy są wskazywane jako ewidentne przesłanki przestępstwa na tle seksualnym, innym razem nie wykazują znamion urazowych. Zgodnie z jedną wypowiedzią, dane uszkodzenia nie mogły powstać na skutek jednorazowego spadnięcia na powierzchnie płaską, na podstawie drugiej są jak najbardziej możliwe. Ta rozbieżność ma niebagatelne znaczenie. Czy mamy do czynienia z przypadkową śmiercią podczas miłosnych igraszek? A może umyślną zbrodnią?
Pomimo licznych wątpliwości na korzyść oskarżonego sądy jednoznacznie opowiedziały się za drugą opcją. Zarówno pierwsza, jak i druga instancja przypisała Mecenasowi zamiar bezpośredni. Co oznacza działanie ze świadomością i oczekiwaniem określonego skutku. Obrona wskazuje na brak przesłanek dla takiej interpretacji. Zgodnie z zeznaniami oskarżonego oraz świadków, zmarłą łączyła z adwokatem silna więź, nie tylko o charakterze fizycznym. Marta K. w ciągu jej ostatnich dni przedstawiła swojego partnera rodzinie. Czysto ludzko, ciężko znaleźć w materiałach jakąkolwiek argumentację przemawiającą za wyrachowanym i planowanym morderstwem.
Obiektem zainteresowań sądu okazały się za to preferencje seksualne oskarżonego. Zdaniem obrony, nie tylko niepotrzebnie, ale też niepoprawnie. Zgodnie z kodeksem postępowania karnego, w wydawaniu opinii powinno brać udział co najmniej dwóch lekarzy psychiatrów. Tymczasem sąd uznał, że wystarczą zeznania wyłącznie jednego…
Wątpliwości budzi również niezachwiana wiara sądu w opinie konkretnych biegłych, przy jednoczesnym ignorowaniu opinii innych i pomimo wykazywania sprzeczności, braku powołania kolejnych. Na istnienie tego błędu wskazują wielokrotnie pełnomocnicy oskarżonego.
Obrona wykazuje też na brak przeprowadzenia istotnego dowodu. Zgodnie z zebranym materiałem, w godzinach bliskich chwili śmierci zmarła wykonała połączenie telefoniczne. Osoba, do której dzwoniła, nigdy nie została przesłuchana.
Wypadek, nieumyślenie spowodowanie śmierci czy morderstwo? To nie jest sprawa jak jedna z wielu. To zagmatwana, perwersyjna historia miłosna z tragicznym zakończeniem. Od strony sądowej, jest już zamknięta, patrząc na to od strony mediów, wyrok skazujący zapadł jeszcze przed rozpoczęciem procesu… Tendencyjne teksty czy opisy połamanych kości (niemające pokrycia w oficjalnej sekcji zwłok) to początek góry lodowej. Podobnie jak podnoszone „powiązania rodzinne oskarżonego” z orzekającymi sędziami.
Gdzie tkwi prawda? Tego jeszcze nie wiemy. Pozostaje mieć nadzieję, że pomimo podwójnego skazania: w sądzie i w mediach, ostatecznie wypłynie na wierzch…
Maciej Lisowski
Dyrektor Fundacji LEX NOSTRA