Wydawałoby się kolejna zwykła rozprawa, jakich wiele. Oskarżony – tak zwyczajnie – potrzebuje okazania ludzkiego serca. Wbrew przewidywaniom, owe serce znajduje u człowieka przebywającego na sali rozpraw w charakterze publiczności, a nie u sędziego. Lecz najciekawsze dopiero przed nami, bowiem wspomniana pomoc zostaje przekuta w oskarżenie, któremu towarzyszy pozbawienie wolności.
28 lutego 2017 roku oskarżono Tomasza Chodnikiewicza o to, że 20 października 2016 roku w Gdańsku, w trakcie postępowania przed Sądem Rejonowym Gdańsk- Południe groźbą bezprawną pozbawienia życia kierowaną wobec Przewodniczącej Sędzi Sądu Rejonowego wywierał wpływ na czynność urzędową wymiaru sprawiedliwości. Tyle w języku urzędowym, a po polsku? Otóż rzekomo wpływał na decyzję dotyczącą uwzględnienia wniosku o uchylenie tymczasowego aresztu wobec Waldemara R.
Na 01 grudnia 2017 roku został wyznaczony termin rozprawy w tej sprawie, lecz ostatecznie sprawa została odroczona do 13 lutego 2018 roku.
Aby przybliżyć bieg zdarzeń zacznijmy zatem od początku.
Feralna rozprawa
Jak już wspomniano powyżej, 20 października 2016 roku, w Sądzie Rejonowym Gdańsk- Południe, odbyła się rozprawa, w której oskarżonym był niejaki Waldemar R. Można by rzec, rozprawa, jakich wiele. Rozprawa, która na pierwszy rzut oka nie odbiegała niczym od typowych rozpraw do których jesteśmy przyzwyczajeni. Na owej rozprawie, w charakterze publiczności stawił się Tomasz Chodnikiewicz, prezes zarządu „Świetlik” oraz dwóch innych dziennikarzy. Jednym z nich była osoba ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej, natomiast drugim przedstawiciel portalu internetowego Neon24.pl. Będąc w takim oto towarzystwie, Pan Tomasz oświadczył, że będzie robił zdjęcia i nagrywał przebieg rozprawy. I wbrew pozorom tak – mogłoby się wydawać – błahe słowa stały się iskrą, która rozpaliła prawdziwy pożar. Reakcja Przewodniczącej była natychmiastowa. Mianowicie, nakazała ona schować telefon wskazując, iż mężczyzna nie złożył wcześniej koniecznego – jak się okazuje – wniosku o możliwość nagrywania przebiegu rozprawy, a tym samym nie dysponuje on zezwoleniem wymiaru sprawiedliwości na utrwalenie przebiegu owej rozprawy.
Chętnych więcej
Warto dodać, że wśród obecnych na sali rozpraw byli także – jak już wspomniano – inni dziennikarze, który także byli bardzo zainteresowani rejestracją przebiegu zdarzeń. Jednak, reakcja była podobna: nakazano wyłączyć urządzenie, argumentując to brakiem złożenia wniosku, a w konsekwencji brakiem zezwolenia wydanego przez sąd. Jednak to nie zakończyło dyskusji, gdyż jeden z przedstawicieli mediów konkluzję sądu skwitował szybko oznajmiając, iż w innej jednostce sądu składanie wymaganego tutaj wniosku kompletnie nie było konieczne, nie wspominając już o uzyskiwaniu jakiejkolwiek zgody. Jak łatwo się domyśleć, Temida broniła się jednak faktem, że przedmiotowa rozprawa nie toczy się w tamtejszym budynku, lecz w tym, gdzie – jak widać – obowiązują inne prawa, których należy przestrzegać. Dyskusja trwała w najlepsze. A przerwało ją dopiero oświadczenie oskarżonego o złożeniu wniosku formalnego dotyczącego natychmiastowego uchylenia aresztu w celu m.in. dokonania pochówku własnej matki.
Sedno sprawy
Właśnie podczas składania uzasadnienia wniosku przez Pana Waldemara miała miejsce sytuacja, która stała się przyczyną sformułowania aktu oskarżenia przeciwko Tomaszowi Chodnikiewiczowi. A dokładnie rzecz ujmując, w tym momencie mężczyzna wstał z ławki, mówiąc: „Jeżeli nie wypuści Pani tego człowieka z aresztu, by dopełnił on obowiązku, jakim jest pochówek własnej matki, to sumienie nie pozwoli Pani spać spokojnie”, po czym wyszedł z sali rozpraw. Bezpośrednio po rozprawie Pan Chodnikiewicz został zatrzymany na dwie godziny. Co więcej, w dalszym ciągu owo zdarzenie zaowocowało natychmiastowym aresztem na 14 dni. Ostatecznie, odbyta kara wyniosła 9 dni, ponieważ sąd wyższej instancji uznał, iż Pan Tomasz wycierpiał za swoje przestępstwo wystarczająco, skracając wcześniej zasądzony wyrok.
Zdaniem wymiaru sprawiedliwości
Według Temidy, najpierw Pan Tomasz stawił się na rozprawie w charakterze publiczności, jako reprezentant fundacji „Świetlik”. A następnie, w czasie przedstawiania przez oskarżonego uzasadnienia wniosku o uchylenie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania wstał i zaczął krzyczeć przytoczone już powyżej słowa.
W związku z tym, Ramię Sprawiedliwości powołało się na przepisy prawa, które mówią, iż w razie naruszenia powagi, spokoju lub porządku czynności sądowych, czy też ubliżenia sądowi, wymiar sprawiedliwości może ukarać winnego karą porządkową grzywny w wysokości 3 000 zł lub karą pozbawienia wolności do 14 dni. Z uwagi na fakt, że – zdaniem instytucji sprawiedliwości – ukarany niewątpliwie wypełnił swoim karygodnym zachowaniem dyspozycję tegoż przepisu, dot. ustawy o ustroju sądów powszechnych, ponieważ znieważył sąd naruszając jego powagę, jak również uniemożliwił prowadzenie czynności sądowych, w pełni zasłużył na wymierzoną karę. Dodatkowo, sąd powołuje się również na obawę śmierci, której doznał, z uwagi na słowa „ czeka Panią to samo, co matkę oskarżonego”, dlatego też jego zdaniem zasadnym było jego ukaranie w przytoczony sposób.
Zdaniem Pana Tomasza
Od samego początku mężczyzna tłumaczy, że cała przedstawiona powyżej sytuacja jest wynikiem nieprawdziwej i niezgodnej ze stanem faktycznym interpretacji jego zachowania, jaką stworzyli przedstawiciele sądu. Według niego, sprawa ta nie dotyczy groźby karalnej, gdyż człowiek, któremu postawiono taki zarzut nie był w stanie nawet takiej groźby wypowiedzieć. Ta sprawa dotyczy faktu, czy wolny obywatel RP, znający i stosujący się do zasad Konstytucji, może zabrać głos na rozprawie sądowej za przyzwoleniem Przewodniczącej Składu Orzekającego i czy dozwolono mu przypomnieć o przestrzeganiu praw człowieka, wynikających nie tylko z ogólnie przyjętych praw zagwarantowanych Konstytucją i Międzynarodowymi Normami Prawnymi, ale też tych, wynikających z obowiązku społecznego. Co więcej, według oskarżonego, celem wizytacji rozprawy ze strony publiczności był monitoring zachowania Sędzi Przewodniczącej Składu Orzekającego oraz aresztowanego podczas rozprawy, a nie podejmowanie prób zastraszenia i przymusu w słowach, czy też czynach. W obecnej sytuacji warto dodać, że Tomasz Chodnikiewicz w omawianej sprawie zwrócił się o uznanie szeregu wniosków dowodowych, zarówno w postaci dokumentów, jak i listy świadków, którzy jego zdaniem powinni zostać powołani w celu przesłuchania. Według niego, tylko w taki sposób dojdzie do prawidłowego ustalenia stanu faktycznego sprawy, a zwłaszcza postawy oskarżonego w kontekście, czy przypisywane mu zachowanie faktycznie wypełniało przesłanki zarzucanego mu przestępstwa oraz dotychczasowej postawy oskarżonego, która wskazuje, iż zwroty wygłoszone przez oskarżonego nie mogły być uznane w obiektywnym ujęciu, jako groźba bezprawna.
Czy ten proces dotyczy groźby karalnej?
Gdybyśmy przeprowadzili sondę uliczną wśród potencjalnych Kowalskich to sądzę, że na pytanie: „czy ten proces dotyczy groźby karalnej” odpowiedź większości, jeśli nie wszystkich byłaby taka sama: nie. Natomiast w szerszym ujęciu można by rzec, że ten proces dotyczy wolności słowa i tego, czy sędzia może i powinien, czy też nie musi mieć sumienia, pomimo składanego ślubowania. Co więcej, dotyczy też tego, aby rozprawy sądowe były nagrywane, co w dzisiejszych czasach nie jest wyzwaniem. Dotyczy również tego, że zapobiegnie tworzeniu protokołów sądowych już po rozprawie pod dyktando i potrzeby sądu, jest nagminną przywarą naszego wymiaru sprawiedliwości. Prawda jest taka, że nie można odwoływania się do własnego sumienia traktować jako groźbę karalną. Nie można także godzić się na zakaz wypowiadania w sądzie przedstawicieli organizacji pozarządowych, czy też innych obserwatorów, choćby w postaci dziennikarzy. I w końcu nie można zgadzać się na nakaz milczenia, gdy sędzia w trakcie wykonywania czynności procesowych łamie wszelkie normy nauk społecznych, zasady etyki wynikające ze ślubowania sędziowskiego, jak również łamie ludzkie sumienia, poczucie Wolności i Prawdy, oraz poczucie godności Człowieczeństwa, napawając się nieszczęściem drugiego człowieka i jego bezradnością.
Wniosek o umorzenie postępowania
Pismem wysłanym 1 grudnia 2017 roku do Sądu Rejonowego w Gdyni Tomasz Chodnikiewicz wnosi o uznanie oskarżenia jako niezasadne prawnie, a w konsekwencji umorzenie postępowania, ponieważ – jak sam pisze – jest ono oparte na całkowicie przetworzonym przez sędzinę sensie jego wypowiedzi z feralnej rozprawy. Mężczyzna powołuje się po pierwsze na zakaz nagrywania przebiegu obrad, o czym mówią w swych zeznaniach świadkowie. Po drugie, na osobiste dyktowanie protokolantce przez sędzinę treści protokołu, o czym również można przeczytać w zeznaniach świadków. Co więcej, zgodnie z sądową procedurą zatwierdzania, sędzia następnie mogła nanosić rożne poprawki, polecając protokolantce podpisanie przerobionej treści. Nie trzeba chyba dodawać, że przyjęcie przez prokuraturę takiej treści za jedynie wiarygodną, w świetle przeciwnych zeznań świadków, a także sformułowanie według tego oskarżenia, jest sprzeczne z logiką zasad postępowania prawnego. Ponadto, istnieje jeszcze jeden argument popierający tezę Pana Tomasza. Otóż, oskarżenie stwierdza, że mężczyzna „wnioskował”. Według ogólnie dostępnej wiedzy oczywistym jest, że podczas wszelkich rozpraw sądowych strony zgłaszają wnioski, oczekiwania, wręcz żądania podjęcia określonego wyroku, do czego mają prawo. To wymiar sprawiedliwości po wysłuchaniu uzasadnień oraz dokładnej weryfikacji faktów, ma prawo podjęcia wyroku w sposób niezawisły, co dalej można kwestionować, po przez wystąpienie do sądu instancji wyższej. Zatem chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości, że potraktowanie wniosku mężczyzny, jako wpływanie na wyrokowanie jest całkowicie bezzasadne. W związku z powyższym, mężczyzna oczekuje od prokuratury uznania, iż formułując takie, a nie inne oskarżenie, odrzucono przeciwne zeznania świadków, jako niewiarygodne.
Powody takich, a nie innych słów
W tym miejscu warto również podkreślić, że słowa wypowiedziane przez Pana Tomasza, nie wykazują żadnych znamion osobistego grożenia śmiercią kobiecie, ponieważ wystąpienie to wynikało z dwóch faktów:
– Pan Waldemar na tamten moment przebywał w areszcie już czwarty miesiąc. W tym czasie – na skutek m.in. aresztowania – zmarła jego matka, której nie miał możliwości pochować. Co więcej, sędzia była wielokrotnie informowana, jeszcze za życia zmarłej matki oskarżonego, że pozbawienie tej 90- letniej osoby jedynego opiekuna stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie. Jednak, ani prowadzący sprawę prokurator, ani sędzia nie odpowiedzieli na wysyłane w tej sprawie pisma;
– W momencie, gdy matka oskarżonego po miesiącu aresztu syna, ze względu na napięcia nerwowe oraz poczucie strachu doznała udaru mózgu, dopiero z pomocą policji i straży pożarnej udało się wydobyć ją z mieszkania. Następnie ponad miesiąc kobieta leżała umierająca w szpitalu, o czym również poinformowano prokuratora i sędzinę. W odpowiedzi usłyszano: „do opieki są powołane specjalne instytucje oraz organizacje społeczne”. W tym miejscu należy podkreślić, że po śmierci kobiety wielokrotnie zwracano się z prośba o zwolnienie aresztowanego w celu dokonania pochówku, motywując to aspektami społecznymi, etycznymi oraz kulturowymi. Notabene, wspomniane pisma są załączone, jako dowody w procesie. Spójrzmy prawdzie w oczy: przecież istnieje możliwość pochówku przy nadzorze policji. Istnieje także możliwość udzielenia warunkowego zwolnienia na czas czynności pogrzebowych. Tymczasem sędzia ze wspomnianych możliwości nie była skora skorzystać, ponieważ była ona innego zdania. Według niej – słusznego zdania. Jednak wyłączeni według niej.
Historia Pana Waldemara
W całej tej sprawie, konieczne jest poświęcenie kilku słów historii Pana Waldemara na którego to rozprawie sądowej doszło do tak absurdalnego oskarżenia Tomasza Chodnikiewicza. Zacznijmy od tego, że główny zainteresowany uważa, iż jego matka została uśmiercona – dodając z całą odpowiedzialnością karną i prawną – przy znaczącym współudziale Prokuratora Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz Tomasza J. oraz sędziego Tomasza J. Stało się to w momencie, kiedy bez realnej podstawy prawnej dokonano jego aresztowania. Uczyniono to mimo, że wcześniej oskarżony uprzedził sędziego, iż takie działanie może skutkować śmiercią kobiety. Prawda jest taka, że tylko mężczyzna podając jej precyzyjnie dobrane – dwa razy dziennie – serie leków mógł się nią właściwie zająć.
Jak już wspomniano powyżej, w konsekwencji aresztowania, pomimo składanych licznych monitów, pomimo zaświadczeń lekarskich, matka Pana Waldemara 30 lipca 2016r. doznała ciężkiego udaru mózgu, w wyniku którego 8 września 2016r. zmarła. O całej sytuacji, jednocześnie zgłaszając zawiadomienie o popełnionym przestępstwie został poinformowany zarówno Minister Sprawiedliwości, jak i Prokuratura Krajowa.
Warto dodać, że podczas feralnej rozprawy 20 października 2016r. zwłoki kobiety nadal przebywały w chłodni, a koszt jednego dnia takiego pobytu wynosił 40zł. Zatem, poza oczywistymi względami moralnymi, tj. mężczyzna tak po prostu chciał pochować własną matkę, istniały również względy finansowe. Pozwolę sobie także podkreślić, że Pan Waldemar jest osobą niekaraną, a nawet jeśli weźmie się pod uwagę zarzucony mu czyn, jakim było rzekome uporczywe nękanie, to ów zarzut w żaden sposób nie podlega karze aresztu. Jakby tego było mało, zdaniem samego oskarżonego, umyślny występek, za którego rzekome popełnienie mężczyzna znalazł się w areszcie nigdy nie miał miejsca. Skąd zatem tak ogromna chęć aresztu, która przyświecała wbrew wszelkim argumentom, wymiarowi sprawiedliwości? Aresztu, który w pewien sposób doprowadził do śmierci kobiety? W końcu aresztu, który nawet na czas kilku dni nie może zostać przerwany, by tak zwyczajnie pożegnać się z własną rodzicielką?
Nieoczekiwane przeprosiny
Z kolei kwestią, którą warto podkreślić jest to, że ostatecznie, po analizie przeprowadzonej przez Sąd Okręgowy w Gdańsku stwierdzono szereg nieprawidłowości w postępowaniu dotyczącym Waldemara R. Wspomniane nieprawidłowości dotyczyły m.in. braku prawidłowej koncentracji materiału dowodowego i niewłaściwego planowania rozprawy oraz braku rozpoznania niektórych wniosków o uchylenie tymczasowego aresztowania. W konsekwencji, wymiar sprawiedliwości zobowiązał się do usunięcia wszystkich wykrytych uchybień, a co najważniejsze Sąd Okręgowy w Gdańsku uchylił stosowanie wobec Pana Waldemara tymczasowego aresztu, stosując policyjny dozór i zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonymi.
Zatem to już wiemy. Niestety nadal nie wiemy, jak zakończy się sprawa Pana Tomasza, który walcząc o sprawiedliwość i pomoc osobie, znajdującej się w tragicznej sytuacji rodzinnej, sam stał się oskarżonym. Niedorzecznie oskarżonym.
Mirela Krzyżak
Maciej Lisowski
Fundacja LEX NOSTRA