14 października minie osiem lat od śmierci Roberta Dziekańskiego. W 2007 roku zmarł on po tym, jak na lotnisku w kanadyjskim Vancouver funkcjonariusze Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej użyli paralizatorów, aby go obezwładnić. Jeden z czterech biorących udział w zajściu funkcjonariuszy został niedawno skazany na dwa i pół roku więzienia za składanie fałszywych zeznań w tej sprawie.
Policjant był drugim z funkcjonariuszy sądzonych w tej sprawie, i mimo, że wcześniej jego kolega został uniewinniony, sąd nie był dla niego tak łaskawy – uznał winę policjanta w sześciu z dziesięciu postawionych mu zarzutów. Kara więzienia została orzeczona w zwiazku z zarzutem składania fałszywych zeznań i ustalania wspólnej wersji wydarzeń z pozostałymi policjantami. Skazany już policjant miał dopuścić się świadomych fałszywych zeznań przed specjalną komisją badającą sprawę, a wcześniej ustalać dokładny kształt zeznać z kolegami, ze świadomym zamiarem utrudniania śledztwa. Tak wysoki wyrok dla policjanta był zaskoczeniem nawet dla matki Roberta Dziekańskiego, Zofii, która podkreśliła jednak, że doczekała się wreszcie sprawiedliwości.
Śledzczy i komisja badający sprawę nie mieli wątpliwości, że użycie paralizatorów wobec Dziekańskiego za nieuzasadnione, podkreślono także że działanie policjantów było zbyt pospieszne, przedwczesne i nieadekwatne. To właśnie aż pięciokrotne użycie paralizatora doprowadziło do wzrostu ciśnienia i przyspieszenia pracy serca Polaka, a w rezultacie do jego śmierci. Dzieki dokonanemu przez jednego z podróżnych nagrania filmowego policyjnej interewencji skierownej wobec Dziekańskiego wiemy, że choć Polak rzeczywiście zachowywał się gwałtownie (być może na skutek zmęczenia i zdenerwowania po długim locie i wielogodzinnym oczekiwaniu na lotnisku), to w żaden sposób nie stanowił realnego zagrożenia dla policjantów.
Sprawa ta wydaje się dobrym punktem wyjścia do publicznej debaty o realiach funcjonowania pojęcia fałszywych zeznań w Polsce. Ich składanie zagrożone jest karą do trzech lat pobawienia wolności, i w praktyce stanowi realny środek presji i nacisku na świadków i pokrzywdzonych. Czy jednak potrafimy wskazać przykłady, by wyrok za składanie fałszywych zeznań został zastosowany wobec przedstawicieli służb mundurowych, organów ścigania czy wymiaru sprawiedliwości? Czy wiemy, jak często takie zarzuty wobec reprezentantów tych grup są kierowane i ile z nich zamienia się w konkretne kary? Chyba, że przyjmiemy za pewnik, że przed obliczem sądu, policji i prokuratury kłamią jedynie zestresowani i nie mający częstych kontaktów z machiną państwowej sprawiedliwości pokrzywdzeni i świadkowie, a reprezentantom choćby polskich służb mundurowych kłamać się nigdy nie zdarza…
Maciej Lisowski