Średnia temperatura w Madrycie w listopadzie sięga 13 stopni Celsjusza, a w październiku nawet 20. Dodajmy do tego gorące słońce i równie gorący hiszpański temperament i przepis na udany jesienny urlop gotowy. Ostatnio – jak się okazuje – taki urlop zafundowali sobie polscy posłowie. Za nasze pieniądze.
Gdyby nie mocno „nieparlamentarne” zachowanie żon posłów w samolocie, cała sprawa przeszłaby prawdopodobnie bez echa. Podróże poselskie są w zasadzie codziennością i raczej rzadko zwracamy na nie uwagę. Kiedy jednak „wybryki” pań trafiły do prasy, ktoś zaczął się zastanawiać: dlaczego posłowie lecieli – jakby nie było służbowo – do Madrytu z żonami? I dlaczego wybrali się tanimi liniami lotniczymi?
Szybko wyszło szydło z worka. Posłowie Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński i Adam Rogacki z PiS polecieli do Hiszpanii służbowo. Mieli brać udział w spotkaniach Rady Europy, ale – jak się okazało – Kamiński pojawił się tam 30 października rano i zaraz potem wyszedł. Hofman i Rogacki byli wprawdzie trzy razy, ale zawsze późnym popołudniem i także wychodzili zaraz po złożeniu podpisu. Co więcej, odmówili nawet przyjęcia materiałów związanych ze Zgromadzeniem.
Jakby tego było mało, panowie, którym – przypomnijmy – towarzyszyły małżonki, pobrali spore zaliczki na poczet wyjazdu. Do Hiszpanii mieli się wybrać samochodami i tak policzono ich diety. Zamiast tego, kupili bilety tanich linii lotniczych, co pozwoliło im „zaoszczędzić” w sumie kilkanaście tysięcy złotych. Wydaje się, że to całkiem spory kapitał, jak na krótki urlop w Madrycie…
PiS Air
Żeby było jeszcze ciekawiej: bliżej nieznany polski turysta nagrał spacer posła Hofmana z żoną posła Jackiewicza po największym placu w Madrycie. Widać na nim, że para zachowuje się co najmniej „dziwnie”. W części mediów pojawiły się nawet spekulacje, że poseł był pijany. Trudno to jednoznacznie potwierdzić na podstawie nagrania, ale trzeba przyznać, że to, co film pokazuje nie może być uznane za przykład godnego zachowania reprezentanta polskiego parlamentu podczas podróży służbowej.
Trzej posłowie zostali wyrzuceni z Partii Prawo i Sprawiedliwość. Dawid Jackiewicz – poseł, który również był w tym samym czasie w Hiszpanii – uniknął tego losu, bo (co zresztą jest wyjątkowo ironicznym komentarzem do całej historii) jako jedyny pojechał w służbową podróż za prywatne pieniądze! Dodajmy do tego, że poseł Kamiński jest prawnikiem, a poseł Hofman był rzecznikiem partii i afera „PiS Air” gotowa.
O ile jednak sprawa trzech posłów jest bulwersująca, o tyle „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Pod naciskiem mediów i zbulwersowanej opinii publicznej marszałek Sikorski postanowił ujawnić koszty wszystkich sejmowych podróży. To wprawdzie wymuszony okolicznościami, ale jednak potrzebny krok w kierunku naprawy naszego Państwa – transparentność postępowania ludzi, którzy przecież mają być elitą wybraną przez nas samych, powinna być czymś naturalnym. Jako obywatele po prostu musimy wiedzieć, na co przeznaczane są pieniądze z naszych podatków – szczególnie, gdy są wydawane na „przyjemności” posłów, czyli naszych reprezentantów!
A trzeba przyznać, że kreatywność zasiadających w sejmie polityków pod względem organizacji „wycieczek” pod pretekstem wykonywania obowiązków służbowych jest zadziwiająca. Nie mniej zresztą zadziwiająca niż kreatywność w zakresie rozliczania kosztów owych podróży i delegacji. Wygląda na to, że Hofman, Kamiński i Rogacki to rekordziści na tym polu, zatem sprawą zainteresowała się nawet prokuratura. Ale ujawnione w wyniku decyzji Radosława Sikorskiego zestawienia kosztów pokazują, że nie tylko oni wydawali grube tysiące na podróże – często uzasadniane w taki sposób, że po prostu nie sposób uwierzyć w szczerość intencji. Na dodatek okazało się, że część posłów posiadła zdolność bilokacji – zdarzało im się bowiem głosować w polskim Sejmie w tym samym czasie, gdy według dokumentów byli za granicą!
Czas rozliczenia
Sprawa podróży posłów – niektórzy komentatorzy już przechrzcili parlament na biuro podróży „Sejm Travel” – nie budzi kontrowersji. Ona po prostu bulwersuje do szpiku kości. Po raz kolejny – tym razem bardzo boleśnie, bo na tle finansowym – okazało się, że ludzie, których (przynajmniej teoretycznie) wybieramy po to, by reprezentowali nasze poglądy i wartości, niestety nas – zwykłych obywateli – zwyczajnie lekceważą. Drogie wakacje na koszt podatnika (pod pozorem podróży służbowych) to skandal, który w demokratycznym kraju nie powinien mieć miejsca. Co więcej – każdy przyzwoity człowiek stając się bohaterem owego skandalu natychmiast podałby się do dymisji, zrezygnował z piastowanego stanowiska, oddał pobrane zaliczki i przeprosił naród. Nasi posłowie wolą się tłumaczyć, udawać, że „nic się nie stało” i twardo obstawać przy stanowisku, że cała afera to „nieporozumienie” i atak na nich, mający na celu ich dyskryminację. Tak być nie może
Żądamy pełnej jawności korzyści majątkowych uzyskiwanych z naszych podatków przez wszystkich parlamentarzystów oraz prawa do pełnego rozliczenia ich przez społeczeństwo. Jak to zrobić?
Powinniśmy, jako społeczeństwo, wywrzeć presję na Marszałkach Sejmu i Senatu, która doprowadzi do powołania specjalnej komisji, w skład której wejdzie po jednym pośle z każdego klubu. Komisja ta następnie powoła niezależnego, zewnętrznego audytora, który będzie miał za zadanie dokonanie audytu wszystkich przywilejów i korzyści majątkowych uzyskanych przez parlamentarzystów – wszystkich, bez wyjątku – w ramach trzech ostatnich kadencji (czyli za rządów PiS i dwukrotnie Platformy Obywatelskiej). W ramach kontroli muszą być zbadane i wyspecyfikowane wszystkie pożytki i sprawdzone rozliczenia parlamentarzystów, zaś raporty powinny być bezapelacyjnie – i bez głosowania w sejmie czy senacie – upublicznione. W raportach muszą także znaleźć się informacje o wszelkich nadużyciach, do jakich doszło pod rządami każdego z marszałków trzech ostatnich kadencji. Termin zamknięcia audytu powinien upływać pod koniec kwietnia, a raport powinien ukazać się już w maju. Dzięki temu możliwe będzie ewentualne rozwiązanie parlamentu i wyznaczenie wspólnych wyborów prezydenckich i parlamentarnych w czerwcu.
Tylko tak możemy wreszcie rozliczyć całe to parlamentarne „towarzystwo wzajemnej adoracji”. Dość hucpy i tuczenia się klasy politycznej kosztem obywateli. Musimy poznać prawdę i dowiedzieć się na kogo tak naprawdę głosowaliśmy i na kogo będziemy głosować w przyszłości.