Bubel w układzie

Leszek Bubel, który sam się tytułuje „Prezydentem”, nie ustaje w swoich ponad dwudziestoletnich nieudolnych usiłowaniach niszczenia wizerunku kolejnych osób i organizacji. Dlaczego to robi? Kto go inspiruje? Czy usiłuje niszczyć osoby przypadkowe, czy wytypowane, a jeśli tak, to przez kogo? Kim tak naprawdę jest „Prezydent”? Prawdy z pewnością nie dowiedzą się Państwo z jego własnych ust.

Piękny start w dorosłe życie

Leszek Bubel tak pisze o swoich oponentach: „Zżerani przez własne kompleksy i życiowo niezaradni, przeżywają ciężko każdy mój sukces.”.

Rzeczywiście – od najmłodszych lat Leszek Bubel osiągał sukcesy. Już w 1978 r. – gdy miał 21 lat – posiadał niemały majątek, o którym nawet obecnie mało który młodzieniec może pomarzyć: mieszkanie M4 spółdzielcze własnościowe i samochód Fiat 126p. Jego rodzice także nie klepali przysłowiowej biedy: ojciec Karol prowadził w Węgrowie sklep galanteryjny i posiadał mieszkanie własnościowe, natomiast matka – Sabina z d. Tarapata prowadziła w Warszawie Pracownię Bielizny i również posiadała mieszkanie własnościowe. Co prawda młody Bubel był w wieku poborowym, ale służba wojskowa mu nie groziła, bowiem leczył się na padaczkę skroniową (wg. książeczki wojskowej AB0167117 WKU W-wa Pr. Poł.).

Być może dlatego nie mógł długo usiedzieć w miejscu – ciągnęło go do wielkiego świata.

Pierwszy wyjazd zagraniczny do Bułgarii i Turcji odbył w dniach 21.07.1975r. – 08.08.1975r. (samolot). Następnie otrzymał paszport z 3-miesięcznym okresem ważności „przeznaczony” do wyjazdu do Austrii, lecz wyjechał do Holandii i Danii, gdzie 11.09.1978 r. Wydział Konsularny Ambasady PRL przedłużył ważność paszportu do dnia 10.02.1979 r.

Pomimo upływu terminu ważności paszportu Leszek Bubel nie powrócił do kraju i nadal przebywał za granicą, o czym w dniu 24.04.1979 r. Naczelnik Wydziału Paszportów KSMO w Warszawie poinformował Terenową Komisję Poborową Warszawa Praga Południe.

Po raz kolejny Leszek Bubel wystąpił o zgodę na wydanie paszportu w dniu 28 lipca 1981 r. – tym razem w okresie 23.12.1981 r. – 08.01.1982 r. zamierzał zwiedzić Indie i Cejlon. W tym czasie dysponował już działką o powierzchni 700 m² z domem piętrowym i warsztatem złotniczym, Fiatem 128p i nowym warsztatem w budowie. W dniu 25.11.1981 r. otrzymał jednak odmowę, gdyż „poprzedni wyjazd deklarował na 1 miesiąc do Austrii, znalazł się w Danii gdzie przedłużył pobyt do 9 m-cy”.

Od tej decyzji Leszek Bubel odwołuje się podaniem (na którym nie napisał daty) – i tu następuje bardzo istotne zdarzenie – wszystko zmienia wewnętrzna notka skierowana do Towarzysza Jeża, która stwierdza krótko „Dać zgodę, Jeż zamelduj Szefowi”. Jej autorem jest prawdopodobnie kom. Pnonowski, choć nie ma pewności co do nazwiska ze względu na dość niewyraźny zapis. Leszek Bubel otrzymuje zgodę na wyjazd, który nie dochodzi do skutku, zapewne z uwagi na wprowadzenie Stanu Wojennego.

Stan Wojenny nie przeszkodził jednak Leszkowi Bublowi w otrzymaniu paszportu i zgody na wyjazd na Węgry w dniach 18-30.06.1982 r.

Bohater podziemia”

Sam o sobie Leszek Bubel pisze tak: „W swoim dynamicznym życiu zaliczyłem internowanie w stanie wojennym za ustawianie i finansowanie podziemnych drukarni później, liczne krótkie zatrzymania, rewizje i pobicia. Częste szykany wobec największej w latach 80. 90. ub.w. firmy złotniczej i to nie tylko w Polsce, gdy dorobiła się około 120 własnych sklepów i 400 zatrudnionych osób.” Leszek Bubel podkreśla w tej wypowiedzi, że był internowany (co ma być zapewne odczytane jako eufemizm stwierdzenia „byłem wrogiem systemu”) i że był silnie szykanowany z powodu swojego majątku. Wszystko to ma pokazać, jak niepokorny oraz jak przedsiębiorczy był i jest. Tym samym ma też wzbudzać wobec niego zaufanie, jako osoby „niezłomnej” i „zawsze walczącej o prawdę”.

W taki sposób kreowany wizerunek pasuje do jego aktualnej działalności – obecnie Leszek Bubel zabrał się za obronę osób „pokrzywdzonych przez sitwy i układy” – oczywiście nie za darmo, co na każdym kroku podkreśla.

Tymczasem Leszek Bubel „zapomniał” wspomnieć, że jego internowanie trwało… 8 dni. Ale po kolei.

W swoim pozwie z dnia 14 listopada 2008 r. wniesionym do Sądu Okręgowego Warszawa Praga, w którym żąda 25.000,00 zł. (dwadzieścia pięć tysięcy złotych) tytułem odszkodowania za straty moralne i finansowe, poniesione z powodu internowania (decyzją z dnia 4 września 1982 r.) tak opisuje swoje zatrzymanie:

Zatrzymano mnie podczas lotu samolotem z Warszawy do Wrocławia, gdy SB-ecy, na oczach wielu świadków, pobili mnie, podczas rewizji osobistej. Natychmiast w mojej obronie stanęła stewardesa i przywołany przez nią kapitan samolotu. Wręczył mi on swoją wizytówkę i powiedział „W razie czego za panem będę świadczył ja i cała moja załoga”. Sprawa była na tyle czytelna, że po całym zajściu dostałem od pasażerów burzliwe oklaski. Kapitan do eSBeków powiedział „Dopóki samolot jest w powietrzu to ja tutaj dowodzę i wszyscy mają usiąść na swoich miejscach”. Po wylądowaniu na lotnisku i opuszczeniu samolotu, zostałem natychmiast zatrzymany przez czekających już na mnie milicjantów i dwie osoby ubrane po cywilnemu. Radiowozem przewieziono mnie na Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej przy ul. Łąkowej. Podczas kilku przesłuchań, prowadzonych przez osobników ubranych po cywilnemu, bito mnie wielokrotnie pięściami i milicyjną pałką, domagano się ujawnienia moich kontaktów na terenie Wrocławia i całego Dolnego Śląska. Co 2-3 godziny wywlekano mnie z celi i na przemian bito, ubliżano, straszono… Drugiego lub trzeciego dnia przepędzono mnie przez tzw. „ścieżkę zdrowia”. Po obu stronach korytarza stało co najmniej kilkunastu m.in. milicjantów z pałami w rękach, pośrodku ustawione były krzesła. Wypchnięto mnie na korytarz i zmuszono do jego przebiegnięcia. Chroniąc głowę i twarz musiałem przebiec pomiędzy krzesłami, obrywając co chwilę pałą, pięścią, lub kopniakiem. Do dzisiaj mam blizny po tej „ścieżce zdrowia”. W sytuacji gdy miałem świadków wszczętej przez eSBeków bijatyki na pokładzie samolotu, nie mogli mi zarzucić próby jego porwania. Komendant wojewódzki MO we Wrocławiu postanowił mnie internować. Siedząc w celi KW MO wielokrotnie słyszałem odgłosy bicia wielu osób. Wówczas z naszych cel więziennych wydobywał się przeraźliwie smutny i doniosły śpiew piosenki Jacka Kaczmarskiego pt. „Mury”. To nas bardzo umacniało psychicznie, pomimo tego, że do cel wpadali milicjanci z pałami i bili na oślep…”

Tyle „kombatanckich” opowieści Leszka Bubla, a teraz przejdźmy do faktów.

W dniu 4 września 1982 r. Komendant Wojewódzki Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu wydał Decyzję o internowaniu Leszka Bubla. W dniu 6 września 1982 r. Leszek Bubel został przyjęty do Zakładu Karnego w Strzelinie w stanie zdrowia dobrym. Według dokumentów więziennej służby zdrowia nie zgłaszał żadnych dolegliwości, a w szczególności objawów pobicia, po których według niego samego blizny ma do dzisiaj. Nie zgłaszał także żadnych skarg na stan zdrowia lub samopoczucie. Oczywiście, ktoś może podnieść, że dokumentacja z zakładzie karnym mogła być fałszowana by ukryć ślady bicia. Mogła być, ale nie w tym przypadku, do czego zaraz dojdziemy.

Jak już pisaliśmy – 8 dni po osadzeniu w Zakładzie Karnym w Strzelinie, Leszek Bubel zostaje zwolniony z internowania. O okolicznościach zwolnienia we wspomnianym już pozwie o 25.000,00 zł. odszkodowania pisze tak: „Podczas wpychania nas do radiowozu na komendzie we Wrocławiu milicjanci nas kopali i bili pałkami. Podczas przejazdu przez ulice Wrocławia udało mi się przez szparę w drzwiach wyrzucić 2-3 grypsy z informacją „Nazywam się Leszek Bubel, zostałem internowany i ciężko pobity. Proszę powiadomić rodzinę Warszawa ul. Brzoskwiniowa 13”. Jak się dowiedziałem, po wyjściu z internowania, wszystkie „grypsy” bardzo szybko dotarły pod wskazany adres w Warszawie. To właśnie anonimowym „listonoszom” zawdzięczam, że nie musiałem czekać do amnestii, aby być zwolnionym z internowania, bowiem rodzina, a przede wszystkim moja matka i jej drugi mąż stawali na głowie, aby w końcu za łapówkę w wysokości 7 tys. USD, ze względu na stan zdrowia, zwolnić mnie z internowania. Była to wówczas bardzo duża kwota, za którą można było kupić nowego mercedesa, lecz na tyle skuteczna, że po zakończeniu leczenia w Warszawie, nie byłem wzywany ani nachodzony przez SB i milicję.

Powyższa historia jest zupełnie niewiarygodna choćby z tego powodu, że jeśli by rzeczywiście – jakimś cudem – w zamian za łapówkę Leszek Bubel został zwolniony z powodów zdrowotnych, to w jego więziennej książce zdrowia byłyby odpowiednie zapisy o chorobie, choćby fikcyjne – nikt by się tak „nie podłożył”… Tymczasem w dokumentach nie ma informacji o żadnych obrażeniach, chorobach, a przy informacji o zwolnieniu widnieje stwierdzenie: „zdrowy”.

A teraz przejdźmy do rzeczywistej przyczyny zwolnienia Leszka Bubla z internowania.

Bubel pisze do Kiszczaka

Dwa dni po przyjęciu do zakładu karnego, Leszek Bubel napisał dwustronicową prośbę adresowaną do samego Ministra Spraw Wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka. Pisał w niej między innymi: „(…)Mam 25 lat i nigdy nie wszedłem w kolizję z prawem, nie udzielałem się w rzadnych (pisownia oryginalna – przyp.red.) organizacjach i związkach (…) Rozpocząłem również budowę domu mieszkalnego razem z warsztatem (…) Mam na utrzymaniu przyszłą żonę (ślub w październiku) z trzy-miesięcznym synem. (…) zostałem zatrzymany na lotnisku we Wrocławiu (nie w samolocie – przyp. red.), gdzie wybrałem się po raz pierwszy po przerwie wakacyjnej na Kurs Szlifowania Kamieni Jubilerskich. Przy okazji wziąłem swoje wyroby…(…) Rozumiem obecną trudną sytuację w naszym kraju, ale co jeszcze raz podkreślam nie wszedłem w kolizję z prawem. (…)

Jestem przekonany, że decyzja będzie pozytywna, decyzja która razem z jej następstwami zadecyduje nie tylko o moim dalszym życiu.Uprzejmie proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.”

Prośbę swą Leszek Bubel przekazał administracji Zakładu Karnego w Strzelinie w dniu 8.09.1982 i już 6 dni później wychodzi na wolność – 14.09.1982 r. Komendant Wojewódzki MO we Wrocławiu wydaje Decyzje nr 902 o uchyleniu internowania Leszka Bubla s. Karola. W tym samym dniu Leszek Bubel kończy ośmiodniowy okres internowania w zakładzie karnym.

Powstaje pytanie – dlaczego Leszek Bubel aż tak wprost niewiarygodnie łże na temat swojej „walki z komuną”? Otóż odpowiedź jest zaskakująco prosta. Z okresu internowania Leszka Bubla pochodzą dwie teczki. Pierwsza – „oficjalna”, zawierająca dokumenty związane z internowaniem Leszka Bubla, które były „oficjalnymi dokumentami”.

Jest też druga teczka, która została przekazana przez MSW do Urzędu Ochrony Państwa. Nadano jej klauzulę tajności. Właśnie w tej teczce znajduje się prośba Leszka Bubla do gen. Czesława Kiszczaka. Zniesiono z niej klauzulę tajności dopiero po 20 latach, lecz z początkowej liczby 5 dokumentów znajdujących się w niej – pozostały tylko 3 dokumenty. Co się stało z pozostałymi? Zapewne nadal są umieszczone w zbiorze akt zastrzeżonych, w którym znajdują się akta osób nadal współpracujących z np. Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Wielkie biznesy, wielkie podróże

O interesach Leszka Bubla pisaliśmy już w artykule zatytułowanym „Kto kryje „Prezydenta” Bubla?” https://fundacja.lexnostra.pl/index.php/2014/07/10/kto-kryje-prezydenta-bubla/. Warto jednak przyjrzeć się dokładniej niektórym szczegółom. W swoim biogramie „Prezydent” sam pisze o sobie, że był prześladowany za swoją przedsiębiorczość, a dokładniej – prześladowany za „uruchomienie w 1982 r. na masową skalę produkcję biżuterii patriotycznej, co spowodowało 27 rewizji i zatrzymań.”

Ale krótki rzut oka na listę zagranicznych podróży Leszka Bubla każe domniemywać, że było nieco inaczej, bo trudno uwierzyć, by w czasie stanu wojennego kogoś szykanowano, zatrzymywano, a w międzyczasie wydawano paszport pozwalający zwiedzać egzotyczne kraje…

Ci, którzy pamiętają tamte czasy, od razu od razu czują, że coś tu nieładnie pachnie… Warto tylko przypomnieć młodzieży, że w tych czasach paszport był przechowywany w Biurze Paszportów i wydawany obywatelowi każdorazowo na czas wyjazdu, natomiast zgody na wydanie paszportu – także każdorazowo – musiał udzielić urzędnik wydziału paszportów, a w praktyce funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa.

Zróbmy zatem krótkie zestawienie wojaży zagranicznych Leszka Bubla, w czasie gdy – jak twierdzi – był „27 razy zatrzymywany”:

  1. 28.12.1982 r. – 2.01.1983 r. – Czechosłowacja

  1. 21.04.1985 r. – 7.05.1985 r. – Korea przez Moskwę (pomimo adnotacji o jego zaległościach podatkowych w wysokości ponad 5 mln. zł.).

I tu ciekawostka. 12 kwietnia 1985 roku Naczelnik Wydziału Paszportów Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych Warszawa Praga Południe poinformował Izbę Skarbową w Warszawie, że Leszek Bubel zalega z opłatą podatku obrotowego i dochodowego za 1984 r. w wysokości 5.014.983 zł., a mimo to stać go na sfinansowanie wycieczki, której koszt wyniesie ponad 200.000 zł. Nie przeszkodziło to jednak w uzyskaniu przez Leszka Bubla paszportu. Jak się mają do tych faktów zacytowane powyżej twierdzenia Bubla o posiadaniu „największej firmy złotniczej”?

  1. 4.06.1985 r. – 20.06.1985 r. – Tunezja

  2. 2.10.1985 r. – 10.10.1985 r. – Egipt

  3. 20.10.1985 r. – 28.10.1985 r. – Syria i Jordania

I tu kolejna ciekawostka – odręczna adnotacja na wniosku złożonym przez Leszka Bubla o treści: „wydać”, podpisana „por. J. Mazur”

  1. 6.11.1985 r. – 15.11.1985 r. – Czechosłowacja i Węgry

  2. 12.11.1985 r. – 28.12.1985 r. – Meksyk przez ZSRR

W okresie 25.12.1985 r. – 3.01.1986 r. Leszek Bubel planował odwiedzić Tajlandię lecąc przez ZSRR, lecz coś nie wyszło i otrzymał odmowę z powodu zaległości podatkowych. Tym razem wspomniany już por. J. Mazur osobiście wydał decyzję odmowną. Jednak i teraz „góra zadziałała” i ponowny wniosek Leszka Bubla (tym razem zapragnął odwiedzić Tajlandię w okresie 8.03.1986 – 17.03.1986 r.) w dniu 20.02.1986 r. nakazał pozytywnie rozpatrzyć oficer, ale już w stopniu majora – najprawdopodobniej mjr. „Molański”(nazwisko napisane odręcznie – nieczytelne). I znów kolejna ciekawostka – ten sam major w dniu 21.06.1986 r. wydaje zaświadczenie, w którym stwierdza, że „Ob. Bubel Leszek s. Karola… od 08.03.br. do dn. 17.03.1986 r. przebywał poza granicami kraju. Zaświadczenie wydaje się celem przedłożenia w sądzie”. Co w tym dziwnego? Otóż to, że pomimo wypisania zaświadczenia na maszynie, brak jest danych podpisującego: parafka nieczytelna – identyczna jak „mjr Molińskiego”) i urzędu, który zaświadczenie wystawił. Co więcej podanie Leszka Bubla o wydanie takiego zaświadczenia nie zawiera celu jego wydania i… daty sporządzenia i wniesienia podania.

Kolejne egzotyczne podróże Leszka Bubla (koszt każdej z nich porównywalny był z giełdową ceną nowego Fiata 126p)

  1. 5.05.1986 r. – 13.05.1986 r. – Maroko przez Berlin

  2. 30.05.1986 r. – 14.06.1986 r. – Meksyk przez RFN

  3. 9.07.1986 r. – 2.08.1986 r. – Peru przez Bazylię, Boliwię

  4. 3.09.1986 r. – 19.09.1986 r. – Sri Lanka

  5. 28.12.1986 r. – 02.01.1987 r. – Dania

  6. 28.02.1986 r. – 8.03.1987 r. – Singapur, przez Indie

  7. 16.09.1988 r. – 2.12.1988 r. – Tajlandia, Singapur

  8. 28.12.1988 r. – 11.01.1989 r. – Tajlandia

Aż chce się powiedzieć „prawdziwy globtroter”, warto jednak zwrócić uwagę, że wszystkie te podróże odbyły się już po – błyskawicznie przecież odwołanym – internowaniu, zaś większość odwiedzonych krajów (szczególnie Meksyk, Peru, Tajlandię, Maroko, Singapur czy Sri Lankę) pomimo oddalenia geograficznego „coś” łączy. Dociekliwi Czytelnicy z pewnością sami szybko odgadną co to takiego….

Co z tego wynika? W tamtych czasach nie było łatwo uzyskać paszport, nie mówiąc już o zgodach na tyle tak dalekich podróży zagranicznych. Szczególnie, jeśli miało się za sobą internowanie, i liczne przedłużone samowolnie pobyty w innych krajach oraz potężne zobowiązania wobec Urzędu Skarbowego!

Błyskawiczne zwolnienie Leszka Bubla z Zakładu Karnego – i to w wyniku jego bezpośredniej prośby, zanim ta zapewne zdążyła opuścić zakład karny – oraz interwencje „Towarzyszy” i „majorów” w sprawach wyjazdów skłaniają ku domniemaniu, że „Prezydent” po prostu nawiązał współpracę ze służbami, które następnie wykorzystywały go do swoich „biznesowych” celów. O tym, że Bubel był – i niewykluczone, że pozostaje wciąż – „Tajnym Współpracownikiem” świadczyć może jeszcze jedno: jego jawne akta lustracyjne utworzone w związku z kandydowaniem na urząd Prezydenta RP są dość mocno przetrzebione, brakuje w nich wielu dokumentów wymienionych jako załączniki…

Bubel w służbach?

Do moralności Leszka Bubla archiwa się nie odnoszą. Nic zresztą dziwnego, bo to w zasadzie tylko suche fakty, choć i z nich można wywnioskować, że nawet w młodości „Prezydent” nie przywiązywał specjalnej wagi do zasad etycznych. Dzisiejsze jego działania nie pozostawiają wątpliwości: kpi sobie z polskiego prawa, znieważa osoby publiczne, a pod płaszczykiem działalności pozarządowej i patriotycznej napędza klientelę adwokat Iwonie Zielinko oraz swoim sklepom z wyrobami pseudojubilerskimi.

O słynnym pobiciu Leszka Bubla w szczecińskiej agencji towarzyskiej przez jej ochroniarzy, którzy ponoć zażyczyli sobie wyczyszczenia językiem butów (najprawdopodobniej wcześniej personelowi agencji nie spodobały się jego preferencje) również krążą dość jednoznaczne „wieści”, stawiające go w jawnej opozycji wobec wszelkich „wartości”, jakimi rzekomo się kieruje. Plotek jednak powtarzać nie będziemy, dociekliwi sami odnajdą…

Wróćmy natomiast jeszcze na chwilę do tematu podróży „Prezydenta”. Na podstawie informacji zawartych w przekazanych nam dokumentach można wnioskować, że ktoś bardzo wysoko postawiony wspierał – czy raczej sterował nimi – wyjazdy zagraniczne Leszka Bubla oraz błyskawicznie wydał decyzję o odwołaniu internowania. Taką decyzję, w tak szybkim czasie, musiał wydać ktoś z najściślejszego grona kilkunastu szefów ówczesnej bezpieki. Innej możliwości nie ma, a twierdzenie Leszka Bubla, że wypuszczono go dlatego, że wyrzucił gryps z radiowozu i rodzina zapłaciła za jego zwolnienie łapówkę – można między bajki dla przedszkolaków włożyć.

Wiadomo też, że tajnym współpracownikiem organów ścigania był niejaki Andrzej Klibisz (o którym pisaliśmy między innymi w tym tekście: https://fundacja.lexnostra.pl/index.php/2013/12/11/urzednicza-prostytucja-czyli-wiezien-kategorii-vip/). W procesie o zabójstwo alibi miał mu zapewnić major białoruskiego KGB, co zresztą jest ujęte w aktach postępowania. Ojciec Andrzeja Klibisza – major Ludowego Wojska Polskiego – zajmował natomiast lokal w mieszkalnej części warszawskiego budynku będącego główną siedzibą WSW, a później WSI. Jak wiemy – nie mieszkali tam „przypadkowi” oficerowie… Warto przypomnieć, że ojczym Leszka Bubla też był oficerem Ludowego Wojska Polskiego – w stopniu pułkownika.

Niedawno Bubel zamieścił na swojej stronie zestaw listów, jakie rzekomo miałem pisać do Klibisza. Zrobił to ponoć za jego zgodą i na jego prośbę. Wynika z tego jednoznacznie, że obaj dobrze się znają i że łączą ich jakieś wspólne „interesy”. Jakie? Można się spodziewać, że siedzącemu w więzieniu Klibiszowi Leszek Bubel winien jest „przysługę” za „dawne czasy”. Być może za wsparcie, jakiego udzielali mu „towarzysze”…?

Przypomnę tylko, że kilka lat temu te same listy były podstawą prowokacji wymierzonej przeciwko mnie i Fundacji LEX NOSTRA, którą zapoczątkował b. Prokurator Apelacyjny w Białymstoku Sławomir L., osoba bardzo wpływowa i kojarzona z bardzo niejasnymi biznesami ludzi służb. Otóż w 2010 r. prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Sławomir L. zawiadomił prokuraturę, że rzekomo „namawiałem” – przy pomocy listów – Klibisza do ujawnienia materiałów mogących skompromitować tegoż prokuratora. Wiedzę tą prokurator Sławomir L. „oficjalnie posiadł” od Andrzeja Klibisza, z którym – jak nie ukrywał w śledztwie – znał się osobiście jeszcze z okresu sprzed aresztowania Klibisza. Śledztwo przeciwko mnie trwało prawie rok i zostało prawomocnie umorzone wobec nie stwierdzenia popełnienia przestępstwa. Jak widać temat listów powraca… Tym razem w konfiguracji Klibisz – Bubel.

Ze słów Marka Glińskiego, osadzonego swego czasu w jednej celi z Klibiszem, wynika jednoznacznie, że „Po Andrzeju K. można spodziewać się wszystkiego. Może bez mrugnięcia oka zabić dla osiągnięcia zysku, byleby zarobić pieniądze, jest strasznie chciwy i mściwy” https://fundacja.lexnostra.pl/index.php/2014/07/17/kto-zabil-dziennikarza-jaroslawa-zietare-wiezien-vip-rozdaje-karty/.

Dlaczego Leszek Bubel podpiera się wątpliwym autorytetem Andrzeja Klibisza – osoby skazanej prawomocnie za zabójstwo i usiłowanie zabójstwa na tle rabunkowym, a w dodatku wcześniej tajnego współpracownika? Co łączy Andrzeja Klibisza z Leszkiem Bublem? Czy tylko ojcowie-oficerowie, czy też wspólne interesy i mocodawcy?

Cena niezależności od układu

Fundacja LEX NOSTRA od pewnego czasu jest celem zmasowanych ataków mających na celu zniszczenie wszystkiego tego, co udało nam się osiągnąć. Jak Państwu doskonale wiadomo, od wielu lat efektywnie działamy na rzecz budowy społeczeństwa obywatelskiego, naprawy polskiego prawa oraz edukacji medialnej i prawnej. Skutecznie pomagamy Państwu bronić się przed niekompetencją i złą wolą urzędników, zwalczać urzędnicze absurdy oraz radzić sobie w sytuacjach, w których administracja państwowa i przedstawiciele organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości popisują się wobec Państwa brakiem znajomości prawa czy samowolą w interpretacji przepisów, nie mówiąc już o celowych działaniach na szkodę obywatela.

Robimy to od lat i robimy to skutecznie, o czym bez wątpienia wielu z Państwa przekonało się osobiście. Niestety, te działania są wybitnie nie w smak niektórym środowiskom i osobom. Fundacja i ja jesteśmy od pewnego czasu dosłownie bombardowani zarzutami – o charakterze insynuacji, plotek i zwyczajnie spreparowanych kłamstw mających świadczyć na naszą niekorzyść – które mają w założeniu ich autorów doprowadzić do zniszczenia wszystkiego tego, co dotychczas osiągnęliśmy.

W tych wszystkich atakach przoduje ostatnio właśnie Leszek Bubel oraz współpracujące z nim – mniej lub bardziej jawnie – osoby. Schemat jednej z prowokacji szykowanych przez Leszka Bubla opisałem w artykule opublikowanym w Dziennik Trybuna pt. „Kto chce zniszczyć Fundację LEX NOSTRA? Afera bublowa” i na stronie internetowej Fundacji LEX NOSTRA –https://fundacja.lexnostra.pl/index.php/2014/09/19/kto-chce-zniszczyc-fundacje-lex-nostra-afera-bublowa/

Dlaczego to robią? Wnioski nasuwają się same:

– niezwykle wiele wskazuje na to, że Bubel jest nadal czynnym współpracownikiem służb specjalnych, którym zależy na wyeliminowaniu Fundacji LEX NOSTRA, będącej jedną z kilku prawdziwie NIEZALEŻNYCH i opiniotwórczych organizacji społecznych broniących praw człowieka

– Leszkowi Bublowi zależy na zajęciu miejsca Fundacji LEX NOSTRA przez jego fundację, co zresztą byłoby zgodne z planem służb, które zawsze chcą mieć „koncesjonowaną opozycję”

– Bubel chciałby pozyskać jak najwięcej zleceń dla związanej z nim od wielu lat adwokat Iwony Zielinko, która zaczynała swoją życiową i zawodową karierę w partii Leszka Bubla – Polskiej Partii Narodowej (https://www.youtube.com/watch?v=7b6Ef4N7qco oraz http://www.polskapartianarodowa.org/index.php?option=com_content&task=view&id=1525)

Bubel w układzie

Mam nadzieję, że wszystko to, co napisałem powyżej, wystarczająco wyjaśnia motywy działania Leszka Bubla i jego mocodawców. Wierzę, że Państwo – nasi Przyjaciele i osoby o zdroworozsądkowym podejściu do życia – widzą sami, co jest prawdą. Fundacja się rozwija, mamy szerokie plany na przyszłość, a rzeczywistość pokazuje, że dla naszych aktualnych i przyszłych Partnerów (oraz Przyjaciół!) liczy się nasz praca, której efekty mówią same za siebie. My po prostu „robimy swoje”!

Fundacja LEX NOSTRA działa i będzie działać. Wiem, że możemy na Państwa liczyć.

Każdy „układ” oparty na przestępstwie, chciwości i kłamstwie (czy to SB-cki, czy jakikolwiek inny) zawsze się rozsypie, szczególnie jeśli tkwią w nim taaaakie buble…

Maciej Lisowski

Druga teczka z internowania Leszka Bubla z dokumentami odtajnionymi dopiero po 20. latach:

[kml_flashembed movie="/wp-content/uploads/2015/01/bubel-akta-internowania.swf" height="900" width="750" /]

Akta paszportowe Leszka Bubla:

[kml_flashembed movie="/wp-content/uploads/2015/01/leszek-bubel-akta-paszportowe.swf" height="900" width="750" /]